Zwolna, zwolna, poruszały
Ciężkie skrzydła i nade mną
Pochylały krzywe dzioby,
Właśnie jakby nosy ludzkie.
Ach! gdzież to ja nosy takie
Już widziałem? Czy w Hamburgu,
Czy w Frankfurtu gdzieś zaułkach?
Niby wiem coś, niby nie wiem...
Wreszcie całkiem mnie znużenie
Zwyciężyło, a na miejsce
Fantastycznych mar półjawy,
Przyszedł zdrowy sen krzepiący.
Śniłem, że w balową salę
Nagle izba się zmieniła,
W salę, wspartą na kolumnach,
Rozjaśnioną świéc tysiącem.
Niewidzialne muzykanty
Grały w niéj z Roberta dyabła
Ów grobowy mniszek taniec,
A jam zwolna się przechadzał.
Wtém, otwarły się podwoje,
Jak szérokie, i na salę
Uroczystym, wolnym krokiem
Weszli dosyć dziwni goście.
Same były to niedźwiedzie.
Każdy na dwóch łapach kroczył,
A pod rękę wiódł straszydło,
Zawinięte w całun biały.
Nagle dziwne owe pary
W walc puściły się szalony;
Był to widok — że choć umrzéć
I ze strachu i ze śmiéchu!
Strona:Henryk Heine - Atta Troll.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.