Strona:Henryk Heine - Atta Troll.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Z któremi się mięsza nagle
Brzęk błazeńskiéj czapki dzwonków?
W śpiéw słowiczy, w śpiéw natchniony
Wpada czasem mruk niedźwiedzi,
Głuchy, groźny, i znów ginie
W szmerach, w szeptach mar kamiennych.
Szał — tu togę mędrca nosi,
Mądrość — napad ma szaleństwa,
A westchnienia konających
W wybuch śmiéchu się zmieniają!...” —
Tak, mój bracie. To są dźwięki
Dawnych snów i dawnych czasów...
I współczesne tylko tryle
Ton naczelny ich maskują.
Tu i tam, wskróś słów swawoli,
Znajdziesz stary świat ukryty,
Twemu téż wyrozumieniu
Pieśń tę zlecam i oddaję.
Ach! to może już ostatnia,
Pieśń ostatnia romantyki!
W dniach, co walczą ogniem, mieczem,
Przyjdzie przebrzmiéć jéj bez echa!
Inne czasy, inne ptaki!
Inne ptaki, inne pieśni!
Co za wrzask! jak gdyby gęsi
Znów Kapitol wybawiły.
Co za wrzawa! Niby szpaki,
Niby kawek stada w słotę;
A udaje to Jowiszów,
Orłów upiorunowanych...
Co za hałas! Te turkawki
Nienawidziéć pragną oto