dzieści, z pod jego pióra nie wyszedł żaden już utwór godny wielkiego poety; do wawrzynu wieszcza najmniejszy nie przybył listek.
Prócz Uhlanda, w dziele Heinego spotykamy jeszcze pochwały dla Gustawa Schwaba i Justyna Wernera, dwóch piéwców, którzy mocą talentu i zasługi zajęli w szkole szwabskiéj wybitne również miejsce. Nie przeszkodziło mu to napisać w pięć lat późniéj znanego Schwabenspiegel, téj strasznéj satyry na adeptów powyższéj szkoły, satyry, w któréj tak naprzykład przemawia: „Najwybitniejszym z poetów szwabskich jest pasterz ewangeliczny, Gustaw Schwab. Istny to ślédź w porównaniu z innymi, którzy przedstawiają się tylko jako mdłe sardynki, sardynki pozbawione soli, ma się rozumiéć. Stworzył on parę pięknych piosenek i kilka wdzięcznych balad; rzecz prosta jednak, iż nie godzi się go porównywać do takiego wieloryba, jak Schiller. Piérwsze po nim miejsce zajmuje doktor Justyn Werner, który, oplątany spirytyzmem, opowiadał raz naprzykład publiczności z całą powagą, iż para pantofli zupełnie sama, bez żadnéj pomocy opuściwszy zwykłe miejsce, szła zwolna, aż pomaleńku, pomaleńku zaszła do łóżka prorokini Prevorst. Wobec tego łatwo przypuścić, że następnéj nocy własne jego buty mogły przespacerować się znowu przed czyjeś łóżko, deklamując równocześnie tajemniczym głosem skóry poezye pana Justyna Wernera. Ostatnie jego pieśni nie należą zresztą do najgorszych, tak, iż nie odmawiając człowiekowi temu wszelkiéj zasługi, możnaby powtórzyć o nim słowa Napoleona, skierowane do Murata: „Wielki to szaleniec, ale zarazem najlepszy generał kąwaleryi.”
Najwięcéj jednak sarkazmu i żółci wylał Heine na Karola Mayera i Gustawa Pfizera, dwóch poetów uważanych również za filary szkoły szwabskiéj. Poczciwi ludzie, lecz wieszcze miernego polotu, nie wybiegali oni niczém nad zwykły poziom, co zresztą, z wyjątkiem Uhlanda, da się zastosować do najlepszych nawet sił téj szkoły. „Wybitnym jéj rysem” — mówi G. Heinrich — „jest pewna spokojna dobroduszność, zamiłowanie do godziwych i dozwolonych przyjemności, pogodny, umiarkowany patryotyzm, oraz subtelne i żywe pojmowanie otaczającéj ich przyrody. Patryotyzm ten wszakże ogranicza się do ciasnych granic własnéj prowincyi; podziwiana zaś tak i kochana natura ma dla nich urok jedynie w otoczeniu małego Würtemberga.”
Łatwo zrozumiéć, że szkoła o podobnych cechach znamiennych musiała obudzić wstręt w Heinem; pastwił się téż w sposób nielitościwy i okrutny nad rzekomém jéj filisterstwem. Kto chce wiedziéć, w jaki sposób ukaranym został Pfizer, ten niech przeczyta rozdział XXII w Atta Trollu, gdzie, zamieniony w psa czarownicy, bard szwabski opowiada swoje przygody, których główną podstawą jest fakt, iż zaczarowany złośliwie, wtedy dopiéro będzie mógł porzucić zwierzęcą powłokę i przybrać napowrót kształty ludzkie, gdy znajdzie się dziewica, która zdołałaby w noc sylwestrową odczytać poezye jego bez zaśnięcia.