Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

A tam, w tem pudle, ty, nababie!
Kryje się złoty pot murzynów!
VON EBERKOPF:
Pomysł królewski!... Tak, do czynów!...
Kres jego władzy! Hura!
MONSIEUR BALLON: Panie,
Co pan zamierzasz?
VON EBERKOPF: Panowanie
Odtąd jest moje! Za mną droga!
Przekupić da mi się załoga —
Zaanektuję jego statek!
MASTER KOTTON: Pan?
VON EBERKOPF: Trzeba wziąć coś na zadatek.

(idzie ku łodzi)

MASTER KOTTON:
Niech mnie się także coś oberwie!

(idzie za nim)

TRUMPETERSTRAALE:
Czyż mam i ja być przy tem ścierwie?
Łajdactwem taką sprawę zwę!
MONSIEUR BALLON:
A ja złodziejstwem... mais enfin!

(idzie za tamtymi)

TRUMPETERSTRAALE:
I ja nie gorszy od nich jestem!...
Kraść idę razem, lecz — z protestem!...

(idzie za nimi)
Inne miejsce wybrzeża.
Światło księżyca i przeciągające obłoki, — Jacht całą siłą pary wypływa. — Peer Gynt pędzi wzdłuż wybrzeża. To szczypie się w ramię, to wzrok wlepia w przestrzeń morską.

PEER: Zmora!... Sen straszny!... Otworzę-ż ja oczy?!...
Odbił już od brzegu!... Jak szybko się toczy!