Wyrwałeś mnie, Boże! O, dzięki ci, dzięki!
Mimo grzechów moich nie cofnąłeś ręki
Zbawczej...
Jakże błogo wiedzieć, te tu człeka
Jakaś specjalna otacza opieka!
Cóż jeść, cóż pić będę u pustych wybrzeży?
Myślę, że coś znajdę!... Do Niego należy
Dbać o to —
Zapewne, praca niezbyt wielka,
Ażeby uchować takiego wróbelka,
Jak ja... Więc pokornym trzeba być i grzecznym,
Zostawić Mu czasu, Jego troskom wiecznym
Zaufać... Niech On tu radzi, jak wydoła...
Jakiś pomruk w trzcinie... Może lew to zgoła?
E! Chyba nie lew to!...
A zresztą niech będzie!
Wszakże to bydlęta mądre w każdym względzie
Trzymają się zdala od swych władców, mają
Instynkt, wiedzą dobrze, że z całą ich zgrają
Słoń sobie poradzi... Jednak któż to nie wie,
Że lepiej się schronić gdzieś na jakiemś drzewie?
Palmy i akacje chwieją się na wietrze...
O, tam, na wierzchołku, łeb potwora zetrze
Odważna ma stopa... A gdyby tak można
Jakiś psalm przypomnieć... taka pieśń nabożna...
Jakże wieczór bywa inny od poranka!
Ta prawda spotkała niejednego panka.