Chodzić stary dziad nie lubi,
Ledwie się na krokwiach rusza —
Wszystkim schnie i czeźnie dusza!
Młodość, młodość ukochana!
Przez nią władzę mieć sułtana!
Gyntyjany czem są banki?
Nie! Dziewicze mieć kochanki,
Słuchać z niemi kołysanki
Palm zielonych! Pytasz, luba,
Jaka była w tem rachuba,
Żem śród innych właśnie ciebie
Wybrać raczył, że na glebie
Twego serca, skarbie miły,
Funduję dziś gmach mej siły,
Czy kalifat mej istoty?
Chcę być panem twej tęsknoty!
W państwie mojem jam jest pan,
A ty — jestem z tego znan —
Moją-ś li po wieków wiek!
Ponad wszelkich bogactw stek,
Ponad złoto i klejnoty
Droższym będę-ć ja, a jeśli
Serce twoje mnie wykreśli —
Koniec życia!... Notabene:
Twego życia!... Ty za cenę
Wszelką pójdziesz pod mą władzę!
Twoja wola — nie poradzę! —
Twoje „tak”, lub „nie” ode mnie
Już zawisło! Lśniące ciemnie
Twoich włosów, wszystkie wdzięki
Przewybranej mej panienki
Babilońskich gajów wzorem
Witać będę — nie z oporem —
Te sułtańskie uczty moje!
Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/122
Ta strona została skorygowana.