Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

PEER: A! Fałszywą rzecz podałbym światu!

(notuje)

„Później do innegom doszedł rezultatu”.
BEGRIFFENFELD: (z niespokojnemi ruchami)
Przepraszam, mój panie — eine Lebensfrage:
Skąd się pan tu wziąłeś... pytać mam odwagę.
PEER:
Przyszedłem z wizytą... Dwaj my przyjaciele.
BEGRIFFENFELD: Pan z Sfinksem?
PEER: (potakuje) A jakże, znamy się lat wiele!
BEGRIFFENFELD:
Pysznie!... I po takiej nocy?... Panie luby,
Krew mi mózg rozsadzi, ratuj mnie od zguby!
Znasz go? A więc gadaj, kim on jest? Mów, panie!
PEER: Jest — sobą!
BEGRIFFENFELD: (podskakując)
Ha! Oto mam już rozwiązanie
Zagadki żywota! Pan wiesz na pewniaka,
Że jest sobą?...
PEER: Owszem; a przynajmniej taka
Bywa zawsze jego odpowiedź!
BEGRIFFENFELD: Jest sobą!
Ot, przewrót mi wielki zjawia się tą dobą!

(zdejmuje kapelusz)

Twe nazwisko, panie?
PEER: Ja Peer Gynt się zowię,
Do usług!
BEGRIFFENFELD:
Ach! Cóż to kryje się w tem słowie?
Peer Gynt — alegorja! Tajń w tem jakaś siedzi,
Coś, co miało przyjść tu według zapowiedzi,
Coś, na co świat czekał, rozwiązanie starej
Zagadki...
PEER: Pan czekał? Nie, to nie do wiary!