ODLEWACZ:
Nie, to niemożliwe! Wszak rozkaz mój wieści:
Żądaj Piotra Gynta, gdyż szedł przeciw treści
Swego powołania; produkt nieudany,
Przeto w tyglu twoim doznać ma przemiany.
PEER: Brednie! Chyba inna ma to być persona!
Może to jest Erazm, lub też postać Jona!
ODLEWACZ:
Przeze mnie oddawna już są przetopieni!
Dajże spokój żartom, żart ten nic nie zmieni!
PEER:
Byłbym chyba błaznem! A gdy dzień jutrzejszy
Wykaże pomyłkę, któż twą winę zmniejszy?
Wszak odpowiedzialność spadnie li na ciebie.
Któż cię z tego błota, panie mój, wygrzebie?
ODLEWACZ: Ja to mam na piśmie —
PEER: Więc mi nie skąp zwłoki!
ODLEWACZ: Naco?
PEER: Przeprowadzić chcę dowód głęboki.
Żem przez całe życic był sobą, boć właśnie
O to wynikają wszystkie nasze waśnie.
ODLEWACZ: Dowód? W jaki sposób?
PEER: Rzecz najoczywistsza:
Świadectwa, atesty!
ODLEWACZ: Chcesz li mego Mistrza
Durzyć?
PEER: Nie, bynajmniej, dowodami służę,
Boć trzeba się poddać jakiejś procedurze.
Tylko ty mi pożycz mego „ja” na chwilę!
Człowiek raz się rodzi i radby też mile
Pożyć sobą dalej... Zgoda?
ODLEWACZ: Ja się godzę:
Spotkam na najbliższej rozstajnej cię drodze!
PEER: (znika z pośpiechem)
Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/180
Ta strona została skorygowana.