Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/190

Ta strona została skorygowana.

CHUDY: Dalej z tą sprawą!... Ksiądz cię wyleczy!
PEER: Ksiądz pastor widzi, żem człek do rzeczy;
Zawsze się drogi trzymałem prawej,
Zawszem państwowe cenił ustawy,
Nie znam łańcuszków, nie byłem w ciupie, —
Lecz czasem w ludzkiej siedzi skorupie
Licho i człowiek się potknie...
CHUDY: Juści,
I najcnotliwszych to nie popuści.
PEER: Więc te drobiazgi...
CHUDY: Drobiazgi?
PEER: Ano,
Spełniać mi grzechów en gros nie dano.
CHUDY: Dobry człowieku, powiadam tobie,
Żeś się na mojej zawiódł osobie!...
Podziwiasz palce?... Czemu nie łokcie?
PEER: Masz pan szczególnie dziwne paznokcie.
CHUDY: Teraz się mojej przyglądasz stopie.
PEER: (wskazując palcem) Czy naturalne kopyto?
CHUDY: Chłopie,
Ja myślę sobie!
PEER: (zdejmuje kapelusz) Ot, przysiągłbym szczerze,
Że pan jesteś księdzem.... Ale nie należę
Do ludzi, co, mając otwarte salony,
Wciskają się do nich od kuchennej strony —
Co, mogąc do króla, wolą do lokaja.
Więc — mówię — tem lepiej, człek się z tem oswaja.
CHUDY: Podaj dłoń! Przesady, widzę, ci nieznane.
Teraz mów, czem mogę zagoić twą ranę?
Tylko o majątki nie proś, ni o władzę!
Choćbyś mnie powiesił, nic tu nie poradzę;
Interes jest kiepski, ledwie że się wlecze,
Ani rusz liczniejsze spotkać dusze człecze,
Czasem w pojedynkę zabłąka się która...