Portki podarte, zbrukane, schlastane,
A tutaj niema niczego na zmianę.
Gdyby to mogły moje ręce twarde
Wydrzeć im z serca tę głupią pogardę
Chwytem rzeźnika! Cożto, jakieś świsty?
Ktoś śmiech zagryza — znak to wyrazisty —
Wrócę do matki… Taki obszarpaniec,
Cóż ja tu będę…
Zaczyna się taniec.
Do djabła! Tyle dziewek! Jak gwarno! Jak ludno!
Na chłopa siedem, osiem… Oprzeć im się trudno…
E! Pójdę… Pewnie mi się przytrafi niejedna,
To ino, że na młynie siedzi matka biedna.
Hej! Łąka drży! Od tańca cała łąka dudni!
Tak, gdy Guttorm wam zagra, to juści najcudniej —
Ot, same rwą się łydki — — wraz idą w obroty —
Hej! Szum i huk naokół, istne wodogrzmoty,
A przytem te dziewczęta, te śliczne dziewczęta —
O hej! Do kroćset djabłów! Człek się zapamięta!