Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

PEER: Nie! Ja sam to zrobię.
SOLWEJGA: Tylko wróć co prędzej!
PEER: Powrócę ku tobie —
Prędzej, albo później, chociaż teraz zwlekam...
Powrócę... powrócę! Ty czekaj mnie!
SOLWEJGA: (potakuje głową) Czekam. —

(PEER odchodzi w las — Solwejga stoi w półotwartych drzwiach chaty)
Izba Aasy.
Wieczór, na kominie pali się wiązka chróstu i oświeca izbę. Kot na stołku w nogach łóżka. AASA leży na łóżku i niespokojnie maca rękami po kołdrze.

AASA: Czy wróci?... Ach! O to się trwożę!
Straszliwie się wlecze ten czas!
Posłańców ja nie mam! O Boże,
Zobaczyć go jeszcze choć raz!
Przedwcześnie — na zgrozę, na zgrozę! —
Uderza dziś we mnie ten grom!
Czyż nie był dla niego, mów, Aasa,
Aż nazbyt surowy twój dom?
PEER: (wchodzi do izby) Dobrego wieczoru ci życzy
Twój syn!
AASA: A niech strzeże cię Bóg!
Jak sfora, puszczona ze smyczy,
Tak czyha na ciebie nasz wróg!
PEER: Zobaczyć cię chciałem — cóż oni?
Cóż reszta? Niech porwie to bies!
AASA: Ze wstydu się Kari zapłoni...
Ja idę, gdzie czeka mój kres!
PEER: Gdzie idziesz? Cóż matka mi plecie?
I któż to wysyła cię w świat?
AASA: Ach, Pietrze! Już czas mój na świecie
Uchodzi, już los na mnie padł.