Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/93

Ta strona została przepisana.

Na to, co skutkiem zwie się... Za nic
Nie przekroczyłbym słusznych granic...
Tymczasem przyszły też i lata,
Gdy się już człek z starością brata,
Gdy ma na skroniach siwe włosy.
Nie mogę skarżyć się na losy,
A przecież z trudem człek się sili
Pogodzić z myślą o tej chwili,
Gdy surowego ujrzy Sędzię,
Jak owce on oddzielać będzie
Od grzesznych kozłów... Mówcie sami:
Zerwać stosunki me z Chinami?
Nie trzeba szerszej szukać drogi!
To też do ziemi tej śląc mnogi
Ładunek bożków, równocześnie
Eksportowałem boże klechy,
Wiozące z sobą cne pociechy,
Dla grzesznych pogan święte pieśnie,
Pończochy, wódkę, ryż...
MASTER KOTTON: Z profitem?
PEER: Tak, z powodzeniem znakomitem!
Dzielnie sprawiały się me chłopy:
Sprzedano bożka, tak... w te tropy,
Wraz jeden kulis był ochrzczony.
Neutralizacja więc z mej strony
Szła, jakby z płatka: błoń kościoła
Ciągle uprawna — każde zgoła
Świeże bożyszcze trzymał w szachu
Mój misyjonarz...
MASTER KOTTON: Dzielnie, brachu!
A afrykański towar?
PEER GYNT: Ano,
Cnoty i tu nie zaprzedano.