PANI LINDEN. Wiem, żeś go bardzo kochała. A potém pojechaliście do Włoch.
NORA. Tak, w cztery tygodnie po jego śmierci. Mieliśmy pieniądze, a doktorzy naglili.
PANI LINDEN. I twój mąż wyleczył się zupełnie.
NORA. Wrócił zdrów, jak ryba.
PANI LINDEN. Przecież doktór...
NORA. Jakto?
PANI LINDEN. Zdaje mi się, iż służąca mówiła, że ten pan, który wszedł razem ze mną, jest doktorem.
NORA. Tak, doktór Rank, ale on nie przychodzi tutaj w charakterze lekarza, to nasz najlepszy przyjaciel i przynajmniéj raz na dzień jest u nas. Nie, od tego czasu, Robert nie chorował. Dzieci także są zdrowe, a ja niemniéj od nich (skacze i klaszcze w ręce). Ach! Boże, Boże, Krystyno! jak to rozkosznie żyć i być szczęśliwą... O, ależ to szkaradnie z mojéj strony. Mówię tylko o sobie (siada na stołeczku tuż przy Krystynie i ręce opiera o jéj kolana). Nie gniewaj się na mnie. Powiedz mi czy to prawda, żeś nie cierpiała swego męża? Dlaczegóżeś za niego poszła?
PANI LINDEN. Żyła wówczas moja matka, była chorą, bez środków, a ja musiałam jeszcze myśleć o dwóch młodszych braciach.
NORA. No tak, miałaś słuszność. Więc on był wówczas bogatym?
PANI LINDEN. Był bardzo zamożnym, przynajmniéj tak sądziłam. Ale interes był niepewny; gdy umarł, wszystko przepadło tak, że nie zostało nic wcale.
NORA. A wówczas?
PANI LINDEN. Próbowałam założyć sklepik, potém szkółkę, robiłam, co mogłam. Ostatnie trzy lata spędziłam w nieustannéj pracy. Teraz, Noro, to się już skończyło. Moja biedna matka niczego już nie potrzebuje, bo w grobie spoczywa. Chłopcy także wyrośli i wystarczają sobie.
NORA. Musisz się czuć swobodniejszą.
PANI LINDEN. Nie, Noro, czuję tylko niewypowiedzianą pustkę... Nie miéć nikogo, komubym mogła życie poświęcić (powstając niespokojna). Nie mogłam dłużéj wytrzymać w tym zapadłym kącie. Tu musi być łatwiéj coś znaleźć, coby i myśl zajęło. Jakże byłabym szczęśliwą, mając stałe miejsce, jaką robotę w kantorze...
NORA. Krystyno, to rzecz strasznie wyczerpująca, a ty tak mizernie wyglądasz. Byłoby daleko lepiéj, żebyś pojechała do jakich kąpieli.
PANI LINDEN (idąc do okna). Ja nie mam ojca, Noro, coby mi dał pieniędzy na drogę.
NORA (powstając). Nie miéj mi tego za złe.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/108
Ta strona została skorygowana.