RANK. Jakie cierpienie wewnętrzne?
PANI LINDEN. Raczéj wyczerpanie sił.
RANK. Nic więcéj? Zapewne przyjechała pani do miasta, ażeby się wyleczyć, w czasie świątecznym.
PANI LINDEN. Przyjechałam tu szukać pracy.
RANK. Czy to ma być środek przeciw wyczerpaniu?
PANI LINDEN. Panie doktorze, muszę żyć.
RANK. Tak wszyscy znajdują, że to konieczne.
NORA. No i pan także, panie doktorze, żyć pragniesz.
RANK. Pewnie, że tego pragnę. Jakkolwiek jestem nędznym, chętnie jednak chciałbym cierpiéć jaknajdłużéj i wszyscy moi pacyenci objawiają to samo życzenie, a także i moralni kalecy. Jest tam teraz właśnie u Helmera jeden taki moralny szpitalnik.
PANI LINDEN (półgłosem). A!
NORA. O kim pan mówisz?
RANK. O niejakim panu Güntherze, był on radcą prawnym u D. osobistość zupełnie paniom nieznana, zepsuta do głębi. On także zaczął od tego, że żyć musi.
NORA. Dlaczego on się chciał widziéć z Robertem?
RANK. Nie wiem doprawdy, słyszałem tylko coś o banku akcyjnym.
NORA. Nie wiedziałam, że ten Günt... że ten pan Günther ma co wspólnego z bankiem.
RANK. Ma tam jakiś rodzaj urzędu (do pani Linden). Nie wiem, czy w stronach pani są tego rodzaju ludzie, którzy plując na wszystkie strony, rozszerzają moralną zgniliznę, jaką noszą w sobie i zarażają odpowiednio usposobionych kandydatów. Zdrowi są tylko spektatorami.
PANI LINDEN. Ostatecznie, chorzy potrzebują starań.
RANK (wzruszając ramionami). Otóż mamy. Dzięki tym względom całe społeczeństwo staje się szpitalem.
NORA (zatopiona we własnych myślach wybucha cichym śmiechem i klaszcze w ręce).
RANK. Z czegóż się pani śmieje? Czy wiesz, czém jest społeczeństwo?
NORA. Cóż mnie nudne społeczeństwo obchodzi? Śmiałam się z czego innego, z czegoś bardzo komicznego... Powiedz-no doktorze, wszyscy urzędnicy banku akcyjnego będą teraz zależéć od Roberta?
RANK. Pani to uważa za tak bardzo komiczne?
NORA (śmieje się, ciągle wstaje i chodzi po pokoju). Jakie to zabawne, myśléć, że my — że teraz od Roberta zależy los tylu osób? To mnie tak cieszy (wyjmuje z kieszeni torebkę). Doktorze, chcesz makaronika?
RANK. Aj! aj! makaroniki. Sądziłem, że to tutaj towar zakazany.
NORA. Tak... Ale przyniosła mi je Krystyna.
PANI LINDEN. Jakto? Ja?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/114
Ta strona została skorygowana.