Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

NORA. No, no, no, nie rób tak strwożonéj miny. Nie mogłaś przecież wiedziéć, że Robert mi ich zakazał. Boi się, bym nie cierpiała na zęby.. — Ale ba!... raz wyjątkowo. Nie prawdaż, doktorze, skosztuj (kładzie mu makaronik do ust). I ty, Krystyno. I ja także zjem jeden — maleńki, a najwyżéj dwa. (Chodzi po pokoju). Jestem teraz niewypowiedzianie szczęśliwa. Już tylko jednéj rzeczy pragnęłabym z całéj duszy.
RANK. No, cóż takiego?
NORA. Chciałabym coś powiedziéć — ale tak, żeby Robert usłyszał.
RANK. Czemuż pani nie powie?
NORA. Nie śmiem, to takie szkaradne.
PANI LINDEN. Szkaradne!
RANK. Więc to nierozsądne, w takim razie nam to pani powiedz... Cóż to być może, chciałabyś, żeby Robert...
NORA. Chciałabym raz z całego serca wykrzyknąć: „Do stu piorunów!”
RANK. Co za szaleństwo!
PANI LINDEN. Boże mój, Noro!
RANK. No to zrób sobie pani tę przyjemność, bo otóż i on.
NORA (chowa makaroniki). Cyt, cyt, cyt. (Helmer wchodzi ze swego pokoju, z paltotem na ręku, trzymając kapelusz).



SCENA SIÓDMA.
CIŻ I HELMER.

NORA (idąc naprzeciw męża). Pozbyłeś go się.
HELMER. Odszedł wreszcie.
NORA. Muszę cię przedstawić. Oto Krystyna...
HELMER. Krystyna?... Przepraszam, ale nic nie wiem.
NORA. Pani Linden, Robercie, pani Krystyna Linden.
HELMER (do pani Linden). Prawdopodobnie, dawna przyjaciółka mojéj żony.
PANI LINDEN. Tak, znamy się od dzieciństwa.
NORA. Wyobraź sobie, odbyła daleką podróż, ażeby się z tobą zobaczyć.
HELMER. Ze mną?
PANI LINDEN. Właściwie nie z panem.
NORA. Krystyna jest bardzo uzdolnioną w zawodzie handlowym, a przytém pragnie pracować pod kierunkiem wykształconego człowieka, ażeby korzystać jaknajwięcéj.
HELMER (do pani Linden). To bardzo rozumnie.