NORA. A kiedy się dowiedziała, że zostałeś dyrektorem banku — telegraf rozniósł tę wieść po całym świecie — przyjechała tu, jak mogła najprędzéj. Nieprawdaż, Robercie, ty możesz coś dla niéj uczynić.
HELMER. Zapewne. Pani jest wdową?
PANI LINDEN. Tak, panie.
HELMER. Czy pani pracowała już w jakim kantorze?
PANI LINDEN. Pracowałam.
HELMER. W takim razie prawdopodobnie będę mógł dać pani zajęcie.
NORA (klaszcząc w ręce). Widzisz! widzisz!
HELMER. Pani w dobrą chwilę przybyła.
PANI LINDEN. Jakże mam panu podziękować.
HELMER (uśmiechając się). To zbyteczne (kładziepaltot). Teraz jednak musi mi pani wybaczyć.
RANK. Poczekaj, pójdę z tobą (przynosi futro z przedpokoju i grzeje przy piecu).
NORA. Nie baw długo, Robercie.
HELMER. Tylko godzinkę, nie dłużéj.
NORA. Ty także odchodzisz, Krystyno.
PANI LINDEN (kładąc okrycie). Muszę sobie poszukać pokoju.
HELMER. Możemy pójść razem.
NORA (pomagając jéj się ubrać). Jak to nieznośnie, że mamy tak szczupłe mieszkanie. Niepodobieństwo doprawdy, ażebyśmy ci...
PANI LINDEN. Cóż za myśl, droga Noro. Żegnam cię i dziękuję za wszystko.
NORA. Żegnasz! Co znowu! Dziś wieczorem przyjdziesz do nas naturalnie i pan także, doktorze... Jeżeli tylko zdrowie ci pozwoli. Musi pozwolić. Trzymaj się pan tylko ciepło. (Wszyscy rozmawiając zbliżają się do drzwi wchodowych. Na wschodach słychać glosy dziecinne).
NORA. Chodźcież! chodźcież (wychyla się i całuje dzieci). Moje drogie, najmilsze. Patrz, Krystyno. Jakie one rozkoszne!
RANK. Nie stójcie tak w przeciągu.
HELMER. Chodźmy, pani Linden. To są rzeczy jedynie rozkoszne dla matki. (Rank, pani Linden i Helmer wychodzą. Maryanna z dziećmi wchodzi do pokoju, Nora drzwi zamyka i wraca).