NORA. Mnie? (do dzieci po cichu). Idźcie do Maryanny. Co? Nie, ten obcy pan mamie nic złego nie robi, a jak odejdzie, bawić się znowu będziemy (prowadzi dzieci do pokoju i zamyka drzwi za niemi).
NORA (niespokojna, zmieszana). Pan chce ze mną mówić?
GÜNTHER. Tak.
NORA. Dziś? Przecież to jeszcze nie pierwszy,
GÜNTHER. Nie, dziś wieczór wigilijny. Od pani saméj zależy, jakie mają być pani święta.
NORA. Czegóż pan właściwie żąda? Ja dziś nie jestem w stanie...
GÜNTHER. Teraz chodzi o co innego. Wszak ma i pani chwilę czasu?
NORA. O tak, tylko... jakkolwiek...
GÜNTHER. Byłem naprzeciwko w restauracyi i widziałem, jak pani mąż wychodził.
NORA. Więc cóż?
GÜNTHER. Z jakąś panią?
NORA. I cóż daléj?
GÜNTHER. Czy ową panią nie była niejaka pani Linden?
NORA. Tak jest.
GÜNTHER. Która tu tylko co przyjechała?
NORA. Tak, dzisiaj rano.
GÜNTHER. Jest ona widać w przyjaźni z panią.
NORA. Zapewne, ale nie pojmuję...
GÜNTHER. Znałem ją niegdyś.
NORA. Wiem o tém.
GÜNTHER. Więc jesteś pani wtajemniczoną. Tak myślałem. Mogęż zapytać, czy pani Linden znajdzie zajęcie w banku akcyjnym?
NORA. Jak możesz pan sobie pozwalać podobnych pytań, pan, podwładny mego męża. Jednakże panu odpowiem. Tak jest, pani Linden otrzyma zajęcie i ja to ją zaprotegowałam, wiédz pan o tém.
GÜNTHER. Więc dobrze odgadłem.
NORA (chodząc po pokoju). Chociaż jestem tylko kobietą, mam jednak troszeczkę wpływu... A będąc w zależném położeniu panie Günther, nie trzeba obrażać osób które, hm...
GÜNTHER. Które mają wpływy.
NORA. Dobrze pan moję myśl wytłómaczył.
GÜNTHER (zmieniając ton). Czy pani będzie tak łaskawą użyć swego wpływu na moję korzyść?
NORA. Jakto? Co pan przez to rozumie?
GÜNTHER. Czy wyświadczy mi pani tę grzeczność, i postara się, ażebym zachował w banku stanowisko, jakie teraz zajmuję?...
NORA. Co to znaczy? Któż panu chce odjąć to stanowisko?
GÜNTHER. O, niech pani nie udaje nieświadoméj. Rozumiem dobrze,
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/118
Ta strona została skorygowana.