NORA (siada na kanapie, bierze haft i robi parę ściegów, potém się zatrzymuje). Nie! (rzuca robotę, idzie do drzwi przedpokoju i woła). Heleno! przynieś choinkę (idzie do stołu, otwiera szufladkę i znowu staje zamyślona). Nie... To przecież niepodobna.
HELENA (wnosi choinkę). Proszę pani, gdzie ją mam postawić?
NORA. Tu, na środku pokoju.
HELENA. Czy mam jeszcze co przynieść?
NORA. Nie, mam wszystko, co mi potrzeba.
HELENA (postawiwszy choinkę odchodzi).
NORA (zajęta strojeniem choinki). Tu świeczka, tutaj kwiatek. — Szkaradny człowiek. Niedorzeczność, niedorzeczność! Niéma w tém nic złego. — Choinka musi być ładna. Zrobię wszystko, co będzie Robertowi przyjemném. Będę śpiewać, tańczyć i...
NORA. Ach, już z powrotem?
HELMER. Czy tu kto był?
NORA. Tu? Nikt.
HELMER. Dziwne, widziałem, jak z tego domu wychodził Günther.
NORA. Ach! tak, prawda, Günther był tu na chwilę.
HELMER. Widzę, Noro, że on cię prosił o wstawiennictwo.
NORA. Tak jest.
HELMER. I miałaś to uczynić jakby z własnego popędu? Miałaś przemilczéć o tém, że tu był. Czy nie prosił cię o to?
NORA. Tak, ale...
HELMER. Noro! Noro! i ty mogłaś się na to zgodzić? Mogłaś wdawać się w rozmowę z podobnym człowiekiem i czynić mu obietnicę. I do tego jeszcze kłamać przede mną.
NORA. Kłamać!
HELMER. Czyżeś nie powiedziała, że tu nikogo nie było (grozi jéj palcem). Tego mój skowronek nigdy więcéj robić nie powinien. Śpiewna ptaszyna nie powinna wydawać fałszywych tonów (kładzie jéj rę-