RANK. Otóż i owa wielka tajemnica.
NORA. Tak, tak; idź pan do męża, jest tam w drugim pokoju i zatrzymaj go tak długo, aż...
RANK. Bądź pani spokojna, nie wymknie mi się. (idzie do pokoju Helmera).
NORA (do Heleny). Więc czeka w kuchni?
HELENA. Tak, wszedł tylnemi wschodami.
NORA. Czyś nie powiedziała, że mam gości?
HELENA. Powiedziałam, ale to nic nie pomogło.
NORA. Nie chciał odejść?
HELENA. Nie, dopóki się z panią nie zobaczy.
NORA. Wprowadź go tu, tylko po cichu, i nie mów o tém nikomu; to niespodzianka dla mego męża.
HELENA. Rozumiem. (wychodzi).
NORA. Rzecz okropna zbliża się, zbliża. Nie, nie, to stać się nie może. (Podchodzi do drzwi Helmera i zamyka je na klucz. Helena wprowadza Günthera przez przedpokój i drzwi za nim zamyka. Günther ubrany jest w podróżne futro, wysokie buty i czapkę futrzaną).
NORA (idąc naprzeciw niego). Mów pan cicho, mąż jest w domu.
GÜNTHER. Cóż, może przecież...
NORA. Czego pan chcesz ode mnie?
GÜNTHER. Ostatecznéj odpowiedzi.
NORA. Więc mów prędko. O co idzie?
GÜNTHER. Pani wié, że dostałem dymisyę.
NORA. Nie mogłam temu przeszkodzić; walczyłam za panem do ostatka, bez skutku.
GÜNTHER. Więc mąż pani nie kocha. Wié, co mogę względem pani uczynić, a przecież się odważył...
NORA. Więc pan myśli, że ja-bym mu to powiedziała?
GÜNTHER. Tego nie pomyślałem; taką męską odwagą nie poszczyci się wcale mój dobry Robert Helmer.
NORA. Panie Günther, wymagam, ażebyś pan odzywał się o moim mężu z szacunkiem.
GÜNTHER. Naturalnie, z całym należnym szacunkiem. Skoro jednak łaskawa pani trzyma to w takiéj tajemnicy, sądzę, że trochę lepiéj niż wczoraj pojmuje, czego się właściwie dopuściła.
NORA. Więcéj, niż-by mi to pan mógł objaśnić.