PANI LINDEN (spoglądając na zegarek). Niéma go jeszcze, a czas wielki. Gdyby téż... (nasłuchuje znowu). Ach! otóż i on (otwiera ostrożnie drzwi wchodowe). Słyszę kroki na wschodach. (Szeptem). Wejdź pan. Niéma tu nikogo.
GÜNTHER (we drzwiach). Znalazłem w domu kartkę od pani, co to znaczy?
PANI LINDEN. Muszę natychmiast z panem pomówić.
GÜNTHER. Tak? zaraz i tutaj?
PANI LINDEN. U mnie to niepodobna, nie mam osobnego wejścia. Chodź pan, jesteśmy sami zupełnie; służące śpią, a Helmer jest z żoną na balu.
GÜNTHER (wchodząc). Doprawdy, Helmerowie tańczą dziś w wieczór?
PANI LINDEN. Dlaczegóżby nie mieli tańczyć?
GÜNTHER. Bardzo słusznie, dlaczegóżby nie mieli?
PANI LINDEN. Więc możemy z sobą pomówić.
GÜNTHER. Czyż mamy sobie jeszcze co do powiedzenia?
PANI LINDEN. Mamy bardzo wiele.
GÜNTHER. Tego nie myślałem.
PANI LINDEN. Boś mnie pan nigdy dobrze nie rozumiał.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/147
Ta strona została skorygowana.
AKT III.
Ten sam pokój. Stół stojący przy kanapce wraz z otaczającemi go krzesłami jest wysunięty na środek. Na stole pali się lampa. Drzwi do przedpokoju stoją otworem. Z góry dochodzi muzyka taneczna.
SCENA PIERWSZA.
(Pani Linden siedzi przy stole i niespokojnie przerzuca książkę; usiłuje czytać, ale zdaje się nie módz zebrać uwagi, co chwila podnosi oczy od książki i nasłuchuje potém, wchodzi Günther).