NORA. Nie, nigdy.
HELMER. Przecież mogę ci coś posyłać.
NORA. Nic, nic.
HELMER. Pomagać ci, gdybyś była w potrzebie.
NORA. Nie, powiadam. Od obcych nic nie przyjmę.
HELMER. Czyż zawsze mam dla ciebie obcym pozostać?
NORA (biorąc podróżną torbę). Ach! Robercie, musiałaby wprzódy stać się rzecz nadzwyczajna.
HELMER. Powiedz, jaka to rzecz?
NORA. Potrzebaby na to, byśmy się oboje tak odmienili, że... a ja, przestałam już wierzyć w nadzwyczajność.
HELMER. Ale, ja wierzę. Dokończ, byśmy się oboje tak odmienili, że..?
NORA. Ze nasz związek mógłby się stać prawdziwém małżeństwem. Bywaj zdrów! (wychodzi przez przedpokój).
HELMER (pada na krzesło przy drzwiach i zakrywa twarz rękoma). Noro! Noro! (ogląda się i powstaje). Pusto, już jéj tu niéma (jakaś nadzieja w nim powstaje). Nadzwyczajność! (Słychać zamykające się drzwi wchodowe).