REGINA (przyciszonym głosem). Czego tu chcesz? Stój w miejscu! cały ociekasz deszczem.
ENGSTRAND. Przecież ten deszcz Pan Bóg zsyła, moje dziecko.
REGINA. Chyba zsyła go sam dyabeł.
ENGSTRAND. Co też ty mówisz, Regino! (posuwa się o parę kroków naprzód). A jednak to prawda, co powiedziéć chciałem.
REGINA. Człowieku! nie stukaj-że tak tą kulawą nogą. Panicz śpi na górze.
ENGSTRAND. Śpi? w biały dzień?
REGINA. Co ci do tego?
ENGSTRAND. Ja byłem wczoraj na bibie...
REGINA. Temu to wierzę.
ENGSTRAND. Moje dziecko, my ludzie jesteśmy ułomni.
REGINA. Rzeczywiście.
ENGSTRAND. Widzisz... pokus jest pełno na świecie, a przecież Bogu wiadomo, dziś rano o wpół do szóstéj byłem przy robocie.
REGINA. Dobrze, dobrze, a teraz idź sobie. Nie będę tu stać, jakbym miała z tobą jakie rendez vous.
ENGSTRAND. Cobyś miała?
REGINA. Nie chcę, by cię kto tutaj spotkał. Idź więc swoją drogą.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.
AKT I.
Obszerny pokój wychodzący na ogród. Jedne drzwi z lewéj a dwoje z prawéj strony. Na środku pokoju stół okrągły, wokoło krzesła. Na stole książki, czasopisma, dzienniki. Ku przodowi sceny po lewéj stronie okno, przy niém kanapka i stół do roboty. W głębi mała oranżerya, otwarta na pokój, ze szklanemi ścianami. Po prawéj stronie oranżeryi drzwi szklane, wiodące do ogrodu. Przez szklane ściany widać posępny, zadeszczony krajobraz.
(Stolarz Engstrand stoi we drzwiach od ogrodu, ma lewą nogę skrzywioną i but nasztukowany kawałkiem drzewa. Regina z pustą polewaczką w ręku broni mu dalszego wstępu).