ENGSTRAND. To daj pokój małżeństwu. Mogą się inne rzeczy opłacać (poufnie). On, ten Anglik na spacerowym yachcie... dał trzysta talarów, a ona wcale ładniejszą od ciebie nie była.
REGINA (stając naprzeciw niego). Precz stąd.
ENGSTRAND (cofając się). No, no, przecież mnie nie uderzysz.
REGINA. Uderzę, jeśli tylko będziesz na matkę wygadywał. Precz, mówię (popycha go na drzwi od ogrodu). A nie rzucaj drzwiami, bo panicz...
ENGSTRAND. Śpi, wiem o tém. Szczególna rzecz, jak się o niego troskasz... (cicho). Ho! ho! no, przecież to nie on...
REGINA. Precz, precz. Oszalałeś chyba. Nie, nie tędy. Oto idzie pastor Manders. Wynoś się kuchennemi wschodami.
ENGSTRAND (wychodząc prawą stroną). Dobrze, dobrze, już idę, ale pogadaj z tym, co tu idzie, on ci powie, co dziecko winno swemu ojcu. A ja przecież jestem twoim ojcem, mogę to metryką udowodnić (wychodzi drugiemi drzwiami, które mu Regina otwiera i znowu za nim zamyka).
REGINA (spogląda uważnie w lustro, wachluje się chustką od nosa i poprawia krawatkę, potém znowu zajmuje się kwiatami).
PASTOR MANDERS (w paltocie, z parasolem, z torebką przewieszoną przez ramię, wchodzi przez ogród do oranżeryi). Dzień dobry, panno Engstrand.
REGINA (jakby zdziwiona zwraca się do niego z radością). Ach! to pan. Dzień dobry, panu pastorowi. Więc już parowiec przypłynął.
PASTOR MANDERS. Przypłynął w téj chwili (wchodzi z oranżeryi). Ten nieustanny deszcz jest nieznośny.
REGINA (zbliżając się do niego). Taki czas błogosławią rolnicy, panie pastorze.
PASTOR MANDERS. Tak, masz słuszność, my, mieszczuchy, nie myślimy o tém (zdejmuje palto).
REGINA. Czy nie mogę pomódz?.. Tak... ach, jakże przemoczony, powieszę go w przedpokoju. I parasol otworzę aby wysechł (wychodzi z rzeczami przez drugie drzwi na prawo. Pastor Manders zdejmuje torebkę i kładzie ją wraz z kapeluszem na stołku. Tymczasem Regina powraca).
PASTOR MANDERS. Ach! jakże miło znaleźć się pod dachem. Cóż tu we dworze, wszystko dobrze?
REGINA. Tak, dziękuję.
PASTOR MANDERS. Tylko dużo roboty na jutro. Nieprawdaż?
REGINA. Tak, mamy dużo roboty.
PASTOR MANDERS. Pani Alving jest prawdopodobnie w domu?
REGINA. Naturalnie, naturalnie. W téj chwili jest na górze, zaniosła paniczowi czekoladę.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/173
Ta strona została skorygowana.