PANI ALVING. Dzień po dniu było to moją nieustanną troską. Gdy urodził się Oswald, zdawało się z razu, że Alving się trochę poprawił, ale to długo nie trwało. Wówczas musiałam podwoić usiłowań, staczać walki na śmierć i życie, ażeby nikt się nie dowiedział, jakim był ojciec mego dziecka. Zresztą wiesz pan także, jak Alving potrafił zjednywać sobie serca. Nikt nie mógł źle o nim sądzić. Był to jeden z tych ludzi, co mają dużo lepszą sławę, niż życie. Wówczas jednak — o tém także musisz pan się dowiedziéć — przyszła rzecz najokropniejsza.
PASTOR MANDERS. Jakto? jeszcze okropniejsza, niż to wszystko?
PANI ALVING. Wszystko znosiłam, jakkolwiek wiedziałam doskonale, co potajemnie działo się po za domem. Wreszcie, zło wkroczyło aż tutaj.
PASTOR MANDERS. Co pani mówi? Tutaj?
PANI ALVING. Tak, do naszego własnego domu. Ot tutaj (wskazuje pierwsze drzwi na prawo) odkryłam naprzód w tym pokoju, co się święci. Miałam tam jakieś zajęcie, a drzwi były na wpół otwarte. Usłyszałam, jak pokojówka przyszła z ogrodu podlewać kwiaty.
PASTOR MANDERS. I cóż?
PANI ALVING. Zaraz za nią wszedł Alving i mówił coś po cichu. A potém usłyszałam (z urwanym śmiechem).
Dotąd w uszach mi to brzmi rozdzierająco i śmiesznie zarazem, słyszałam moję własną pokojówkę szepczącą: „Puść mnie, panie kamerjunkrze, daj mi pan pokój.”
PASTOR MANDERS. Cóż za niepojęta, nieprzebaczona lekkomyślność z jego strony! Bo była to tylko lekkomyślność, wierzaj mi pani.
PANI ALVING. Dowiedziałam się wkrótce, co mam o tém sądzić. Kamerjunkier zjednał sobie pokojówkę i ten stosunek miał następstwa, panie pastorze.
PASTOR MANDERS (jakby skamieniały). I to wszystko tutaj! W tym domu!
PANI ALVING. Czegoż ja nie zniosłam w tym domu! Ażeby go wieczorem i w nocy w domu utrzymać, musiałam uczestniczyć w jego samotnych biesiadach na górze, w jego pokoju. Tam musiałam mu dotrzymywać towarzystwa, trącać się kieliszkiem i pić, słuchać jego bezsensownych słów i zbierać wszystkie siły, ażeby go przemocą zaprowadzić do łóżka.
PASTOR MANDERS (wzruszony). I wszystko to pani znieść mogłaś?
PANI ALVING. Miałam syna, dla którego to znosiłam. Wówczas wyrządził mi ostatnią obelgę — gdy moja własna służąca... Przysięgłam sobie, że to musi miéć koniec. Wybuchnęłam, zrobiłam gwałt, przemogłam go. Teraz miałam broń przeciw niemu, nie śmiał mi się oprzéć. Wtedy to Oswalda wysłałam z domu. Miał już siódmy rok,
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/188
Ta strona została skorygowana.