zwracał uwagę na wszystko, zadawał pytania, jak to dzieci czynić zwykły. Tego już znieść nie mogłam. Zdawało mi się, że dziecię wciąga w siebie truciznę, przebywając w tym domu, oddychając skalaną jego atmosferą. Dlatego to go z domu wysłałam. A teraz rozumiesz pan także, czemu nie mógł się tu pokazywać, dopóki żył ojciec. Nikt nie wie, ile mnie to kosztowało.
PASTOR MANDERS. Zaprawdę, poznałaś pani życie.
PANI ALVING. I nigdybym go nie zniosła, gdybym nie miała pracy. Tak jest, mogę powiedziéć, żem pracowała. Całe powiększenie majątku, ulepszenia, pożyteczne zakłady, za które Alving pozyskał sobie sławę, czy sądzisz pan, że go w czémkolwiek zajmowały, że się im oddawał, on, co po całych dniach leżał na kanapie, czytając jakiś urzędowy kalendarz. Nie, teraz powiem panu to jeszcze, jam go pobudzała, gdy miał chwile przytomne, na mnie spadał cały ciężar, gdy znowu oddawał się rozpuście, albo téż chorował i jęczał.
PASTOR MANDERS. I pamięć tego człowieka czcisz pani takim pomnikiem?
PANI ALVING. Jest to potęga złego sumienia.
PASTOR MANDERS. Złego sumienia? Co chcesz pani przez to powiedziéć?
PANI ALVING. Miałam ciągle to uczucie, że prawda musi kiedyś wyjść na jaw i zyskać sobie wiarę; schronienie w tym wypadku, powinno wszystkie pogłoski uciszyć i znieść wszelkie wątpliwości.
PASTOR MANDERS. Pod tym względem osiągnęłaś pani swój cel najzupełniéj.
PANI ALVING. Miałam jeszcze inny powód. Nie chciałam, ażeby moje najdroższe dziecko, Oswald, odziedziczył cośkolwiek po ojcu.
PASTOR MANDERS. Więc to z majątku Alvinga?
PANI ALVING. Tak jest. Sumy, które rok po roku zbierałam na schronienie, wyrównywają mu w zupełności, obrachowałam ściśle ten majątek, który w danéj chwili czynił z porucznika Alvinga dobrą partyę.
PASTOR MANDERS. Rozumiem panią.
PANI ALVING. Była to cena kupna. Nie chcę, ażeby te pieniądze przeszły w ręce Oswalda. Mój syn powinien wszystko odemnie otrzymać. (Oswald wchodzi drugiemi drzwiami z prawéj strony, bez kapelusza i palta).
PANI ALVING (idąc na jego spotkanie). Już z powrotem? mój drogi chłopcze!
OSWALD. Cóż robić na dworze, przy tym nieustannym deszczu? Ale podobno siadamy do stołu — to doskonale.
REGINA (wchodzi z paczką z jadalnego pokoju). Paczka dla pani (oddaje ją pani Alving).
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/189
Ta strona została skorygowana.