PANI ALVING. Niech ci twarz obetrę, Oswaldzie. Jesteś cały przemokły. (obciera mu chustką twarz).
OSWALD (patrzy bezmyślnie przed siebie). Dziękuję, mamo.
PANI ALVING. Pewnieś zmęczony, chcesz spać?
OSWALD (z przestrachem). Nie, nie, spać nie pójdę. Ja nigdy nie śpię. Tylko czasami jestem śpiący. (powolnie) Aż nadto prędko przyjdzie sen.
PANI ALVING (spogląda na niego niespokojnie). Jesteś doprawdy chory, mój najdroższy.
REGINA (chłodno). Czy pan Alving chory?
OSWALD (niecierpliwie). Zamknijcie wszystkie drzwi. O! ta trwoga śmiertelna!
PANI ALVING. Pozamykaj drzwi, Regino.
PANI ALVING (przysuwa sobie krzesło do Oswalda i siada przy nim). Oto jestem przy tobie.
OSWALD. To dobrze; i Regina niech tu zostanie. Regina musi zawsze być przy mnie. Ty podasz mi zbawczą rękę. Nie prawdaż, Regino?
REGINA. Nie rozumiem.
PANI ALVING. Podać ci zbawczą rękę?
OSWALD. Tak. Gdy to będzie potrzebne.
PANI ALVING. Oswaldzie! czyż nie masz matki, która ci odda każdą posługę?
OSWALD. Ty? (uśmiecha się) Nie, matko, téj przysługi mi nie oddasz. (uśmiecha się boleśnie). Ty? ha! ha! (patrzy na nią poważnie). Ty najmniéj byłabyś do tego zdolną. (gwałtownie) Czemu, Regino, nie mówisz mi: „ty”? Czemu nie nazywasz mnie Oswaldem?
REGINA (cicho). Nie sądzę, by się to podobało pani.
PANI ALVING. Od téj chwili zezwalam na to. A teraz siadaj przy nas.
REGINA (siada zwolna po drugiéj stronie stołu).
PANI ALVING. A teraz, mój biedny chłopcze, chcę zdjąć ciężar z twéj duszy...
OSWALD. Ty, matko?
PANI ALVING. Chcę odjąć ci wyrzuty sumienia i żal do samego siebie.
OSWALD. Czy sądzisz, że to możliwe?
PANI ALVING. Tak, teraz dla mnie możliwe, Oswaldzie. Mówiłeś niedawno o radości życia, i wtedy ujrzałam całe moje życie w nowém oświetleniu.
OSWALD (wstrząsając głową). Nic nie rozumiem.