STOCKMANN. Nie bierz-że tego tak poważnie. Widzisz przecież, żem taki wesoły... Czuję się niewymownie szczęśliwym w tém życiu ruchliwém, pełném zajęcia. W jakich pysznych czasach żyjemy! To tak, jakby kształtował się wokoło nas świat nowy...
BURMISTRZ. Istotnie tak sądzisz?
STOCKMANN. Ty nie możesz naturalnie tak dokładnie pojmować tego, jak ja. Tyś przez całe życie nigdy stąd nie wyjeżdżał, a to wzrok przysłania. Aleja, co tyle lat spędziłem na dalekiéj północy, w zakącie, w którym rzadko miałem sposobność widziéć człowieka, coby mi podnioślejsze słowo powiedział... Na mnie działa tutejsze powietrze, jak gdybym był przeniesiony do najruchliwszego, ogromnego miasta.
BURMISTRZ. Hm! ogromnego miasta!
STOCKMANN. Wiem dobrze, iż tutejsze stosunki mogą się wydawać ciasne w porównaniu z wielu innemi. Ale tu jest życie, ruch, rozwój, można walczyć, działać dla dobra innych. A to najważniejsze. (woła) Joanno! czy nie był tu listonosz?
JOANNA (z jadalni). Nie.
STOCKMANN. A przytém dobre położenie materyalne. To się ceni, zwłaszcza, gdy kto, jak ja, poznał głód i biédę.
BURMISTRZ. Ależ...
STOCKMANN. Tak jest: głód, bo tam na północy było nam strasznie ciasno. A tu — dobrobyt, obfitość. Dziś na obiad naprzykład mieliśmy zwierzynę, no i na wieczór także. Czy nie sprobujesz? Niech-że ci przynajmniéj pokażę. Chodź!
BURMISTRZ. Nie, nie, proszę cię,
STOCKMANN. No, to chodź tam przynajmniéj. Zobacz, jaki ładny obrus.
BURMISTRZ. Zauważyłem to.
STOCKMANN. A te lampy? Patrz, Joanna kupiła je z pieniędzy oszczędzonych z tych, jakie ma na utrzymanie domu. Nie prawdaż? takie rzeczy czynią dom miłym. Stań-no tutaj... Nie, nie, nie tak... To mi oświetlenie! Doprawdy uważam, że u nas jest bardzo elegancko. Czy nie?
BURMISTRZ. Gdy środki na to pozwalają...
STOCKMANN. Tak, mogę sobie na to pozwolić. Joanna mówi, że zarabiam tyle prawie, ile potrzebujemy.
BURMISTRZ. Prawie! ach!...
STOCKMANN. Ale człowiek nauki musi żyć trochę wykwintnie.
BURMISTRZ. Hm! hm!
STOCKMANN. A przytém, Janie, ja doprawdy nie robię niepotrzebnych wydatków. Tylko nie mogę odmówić sobie przyjemności gromadzenia koło siebie ludzi. Jest to dla mnie potrzebą. Ja, co tak długo byłem pozbawiony towarzystwa, muszę widziéć twarze wesołe,
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/231
Ta strona została skorygowana.