PETRA. Gdybym tylko miała środki, sama założyłabym szkołę i tam byłoby inaczéj.
BILLING. O, co się tyczy środków...
STOCKMANN. Jeśli pani to mówi na prawdę, oddam pani do rozporządzenia duży pokój. Mój dom cały prawie stoi pusty; a na dole, znajduje się obszerna jadalnia, która...
PETRA (z uśmiechem). Dziękuje bardzo, panie kapitanie, ale z tego nic być nie może.
HAUSTAD. Nie, spodziewam się, że panna Petra będzie kiedyś dziennikarką... A propos, czy pani już przeczytała powieść angielską, którą obiecałaś dla nas przetłómaczyć?
PETRA. Jeszcze nie, ale tłómaczenie otrzyma pan w czasie właściwym.
STOCKMANN (wstrząsając listem). Oto rzecz, która cale miasto poruszy. To dopiéro nowina.
BILLING. Nowina?
JOANNA. Cóż to za nowina?
STOCKMANN. Wielkie odkrycie, Joanno.
HAUSTAD. Odkrycie!
JOANNA. I tyś je zrobił?
STOCKMANN. Ja, ja, (przechadza się tu i tam). Teraz mogą sobie mówić, że to są moje przywidzenia — przywidzenia i wyjątkowe fakty, Ale strzedz się będą, ha! ha! strzedz się będą.
PETRA. O cóż to idzie, ojcze?
STOCKMANN. Cierpliwości. — Dowiecie się wszystkiego. Szkoda, że niéma tu już mego brata. Otóż to pokazuje się, że my wszyscy błądzimy, jak ślepe robaki ziemne.
HAUSTAD. Ale, co pan przez to rozumie, panie doktorze?
STOCKMANN (stając przy stole). Panuje przecież powszechne mniemanie, że nasze miasto, jest absolutnie zdrową miejscowością.
HAUSTAD. Rozumie się.
STOCKMANN. Nadzwyczaj zdrową miejscowością, którą zarówno chorym jak zdrowym gorąco polecać można.
JOANNA. No tak, Ottonie.