AULER. Ażeby wspierać społeczeństwo.
KRAPP. Tak, tak. Radca mówi, że tym sposobem obluźnią się wszystkie węzły społeczne.
AULER. Moje społeczeństwo nie jest społeczeństwem radcy, panie prokurencie, a jako naczelnik stowarzyszenia robotników, ja muszę...
KRAPP. Przedewszystkiém jesteś pan naczelnikiem warsztatów radcy Bernick’a. Przedewszystkiém musisz pan służyć jego firmie, gdyż z niéj żyjemy wszyscy. Teraz wiész pan już, co radca miał panu do powiedzenia.
AULER. Radca byłby to powiedział w inny sposób, panie prokurencie, już ja wiem dobrze, panu mam podziękować za tę naukę. To ten przeklęty Amerykanin. Ludzie chcą, ażeby tutaj stosowano się w pracy do jego wskazówek i to...
KRAPP. Tak, tak, nie mogę się wdawać w szczegóły. Znasz pan w tym względzie zdanie radcy, to dość! Wracaj pan do warsztatów, jesteś pan pewno potrzebny. Sam tam zaraz przyjdę. Przepraszam panie. (Kłania się wkoło i wychodzi przez ogród na ulicę. Auler wychodzi drzwiami na prawo. Rohrland, który przez czas rozmowy prowadzonéj przyciszonym głosem czytał ciągle, po krótkiéj chwili kończy zaczętą powieść i głośno zamyka książkę).
ROHRLAND. W ten sposób, szanowne słuchaczki, kończy się powieść.
PANI RUMMEL. Jakież nauczające opowiadanie!
PANI HOLT. I tak moralne!
PANI BERNICK. Podobna książka daje wiele do myślenia.
ROHRLAND. Stanowi to miłe przeciwstawienie utworom, które nam ciągle dają dzienniki i czasopisma. Owe świetne, jaskrawe pozory wielkich społeczeństw pokrywają tylko pustkę i zgniliznę. Niéma tam moralnego gruntu. Jedném słowem, te dzisiejsze wielkie społeczeństwa są to tylko pobielane groby.
PANI HOLT. Wielka prawda.
PANI RUMMEL. Dość spojrzéć na tych amerykańskich marynarzy, którzy tu przebywają.
ROHRLAND. O takich wyrzutkach ludzkości nie chcę nawet wspominać. Ale cóż się nie dzieje w wyższych warstwach? Wszędzie zwątpienie i dręcząca troska. Niepokój w umysłach, niepokój we wszystkich stosunkach. Podkopane są podstawy rodziny, a najdziksze pojęcia i pożądania zajmują miejsce prawd uświęconych.
DINA (nie podnosząc oczu). Czyż obok tego, niéma tam rzeczy wielkich i pięknych?
ROHRLAND. Wielkich i pięknych? Nie rozumiem.
PANI HOLT (zdumiona). Boże mój, Dino!
PANI RUMMEL (tak samo). Ależ Dino, jakże możesz!
ROHRLAND. Nie sądzę, ażeby zdrowym był dla naszego społeczeń-
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/24
Ta strona została skorygowana.