STOCKMANN. Dopóki nie miałem zupełnéj pewności, musiałem...
BURMISTRZ. Więc sądzisz, że ją masz teraz?
STOCKMANN. O tém musiałem się dostatecznie przekonać.
BURMISTRZ. Czy masz zamiar te wszystkie dokumenta przedstawić zarządowi kąpielowemu?
STOCKMANN. Ma się rozumiéć. Trzeba przecież coś w tych rzeczach przedsięwziąć. A w takim razie...
BURMISTRZ. Według zwyczaju, używasz bardzo silnych argumentów w twoim memoryale. Twierdzisz pomiędzy innemi, że zatruwamy naszych kąpielowych gości.
STOCKMANN. A czy masz na to, Janie, łagodniejsze wyrażenie? Pomyśl tylko. Woda zarówno do użytku wewnętrznego, jak zewnętrznego, jest zatruta. I takiéj dostarczamy biednym chorym, którzy nam się oddają w dobréj wierze i płacą dobre pieniądze, byle zdrowie odzyskać.
BURMISTRZ. W rezultacie dochodzisz do wniosku, że trzeba zbudować kanał, coby odprowadził cały ten brud z Mühlthalu. Rury wodociągowe także muszą być przełożone.
STOCKMANN. Czy znajdziesz jaką inną radę? Ja jéj nie widzę.
BURMISTRZ. Dziś przed południem byłem u budowniczego i niby żartem zacząłem mówić o twoich zamiarach, jak o rzeczy, która może kiedyś byłaby urzeczywistnioną.
STOCKMANN. Może kiedyś...
BURMISTRZ. Uśmiechał się z mojéj mniemanéj niedorzeczności — naturalnie. Czyś téż kiedy pomyślał, ileby kosztowały zmiany, przez ciebie zamierzone? Według otrzymanych przezemnie objaśnień, chodziłoby tu o krocie koron.
STOCKMANN. Aż tyle?
BURMISTRZ. Tak jest; a co najgorsze, roboty trwałyby co najmniéj dwa lata.
STOCKMANN. Dwa lata, mówisz! Całe dwa lata!
BURMISTRZ. Co najmniéj. Cóżby się przez ten czas stało z kąpielami? Czy je zamknąć? Nie mielibyśmy nic innego do zrobienia, bo gdyby się rozeszła pogłoska, że woda tutejsza jest szkodliwą, nie mielibyśmy zapewne ani jednego gościa.
STOCKMANN. Ależ, Janie, tak jest rzeczywiście.
BURMISTRZ. I to wszystko teraz, właśnie teraz, gdy zakład nabiera sławy. W sąsiednich miastach można także zakładać dobre kąpiele morskie. Domyślasz się, że użytoby wszelkich sposobów, ażeby tam skierować cały napływ gości. Tak byłoby niewątpliwie. My zaś musielibyśmy zamknąć kosztowny zakład, a ty byłbyś przyczyną ruiny twego rodzinnego miasta.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/250
Ta strona została skorygowana.