STOCKAMNN. A jeśli tylko wszyscy podamy sobie ręce, rzeczy pójdą tak gładko, jak okręt spuszczony z warsztatu. Czy nie tak?
HAUSTAD. Co do mnie, sądzę, iż teraz wszystkie urzędy miejskie powinny przejść w ręce tych, którym się z prawa należą.
THOMSEN. A jeśli tylko działać będziemy z umiarkowaniem, zdaje mi się, że nie będzie żadnego niebezpieczeństwa.
STOCKMANN. Któż u dyabła troska się o niebezpieczeństwo! To, co czynię, czynię w imię prawdy i sumienia.
HAUSTAD. Jesteś pan człowiekiem, zasługującym na wszelkie poparcie.
THOMSEN. Ma się rozumiéć, doktór jest prawdziwym przyjacielem miasta.
BILLING. Doktór Stockmann jest szczerym przyjacielem ludu.
THOMSEN. Sądzę, iż stowarzyszenie właścicieli domów przyswoi sobie te słowa.
STOCKMANN (wzruszony ściska ich za ręce). Dziękuję, dziękuję, kochani wierni przyjaciele... Jakąż radością są dla mnie takie słowa... Mój pan brat dał mi zupełnie inną nazwę. Oddam mu ja to z procentem... Teraz jednak muszę iść, mam zajrzeć do jednego biedaka... Jak mówiłem, przyjdę znowu z powodu rękopismu, proszę mi nie wykreślić żadnego wykrzyknika, a nawet dodajcie ich z pół tuzina. Dobrze, dobrze, żegnam, żegnam (obustronne pożegnania, panowie odprowadzają doktora do drzwi).
HAUSTAD. Może to być dla nas nieopłacony współpracownik.
THOMSEN. Tak, dopóki będzie się trzymał spraw kąpielowych. Gdyby jednak posunął się daléj, nie byłoby rzeczą rozsądną iść za nim.
HAUSTAD. Hm! Jednakże to samo z siebie przyjdzie.
BILLING. Bo téż jesteś pan tak strasznie ostrożny.
THOMSEN. Strasznie ostrożny! tak, kiedy idzie o tutejszych potentatów, jestem rzeczywiście strasznie ostrożny. W tych rzeczach nauczyłem się wiele w szkole doświadczenia. Ale gdy idzie o wyższą politykę, gdy chcesz pan stawać w opozycyi z rządem, obaczysz, czy ja się boję.
BILLING. Uchowaj Boże, tego się pan nie boi. Z tém wszystkiem jest w pana charakterze pewna dwoistość natury.
THOMSEN. To rzecz łatwa do zrozumienia. Jestem sumiennym człowiekiem! Gdy kto tutaj napada na rząd, nie ponosi stąd żadnéj szkody, bo ludzie biorący w nim udział, wcale się nie troszczą o to, co piszą w gazetach, mimo to, pozostają na swych stanowiskach. Ale powagi lokalne — te mogą utracić posady, a ich miejsce mogą zająć ludzie niezdolni, którzyby rządzili ze szkodą właścicieli domów i innych. Dlatego to w małéj polityce, dobrze trzymać się tego, co jest.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/260
Ta strona została skorygowana.