THOMSEN (dzwoniąc). Pan doktór Stockmann ma głos.
STOCKMANN. Trzeba było przed kilku dniami sprobować zamknąć mi usta. Jak lew byłbym bronił moich praw najświętszych. Ale dziś ten gwałt jest mi już obojętny, bo dziś mam mówić o ważniejszych rzeczach. (Tłum otacza go bliżéj, a wśród nich widać Nielsa Worse).
STOCKMANN (mówi daléj). W tych ostatnich dniach, rozmyślałem nad wielu bardzo rzeczami, badałem, dociekałem tak wiele, że doprawdy w głowie czułem zawrót, jakby tam było młyńskie koło.
BURMISTRZ (kaszle). Hm! hm!
STOCKMANN. Potém jednak zacząłem jaśniéj patrzeć. Dojrzałem stosunek pomiędzy różnemi rzeczami i dlatego to, jestem tutaj dziś wieczór. Chcę, moi współobywatele, odkryć wam ważne rzeczy, daleko ważniejsze od takich drobiazgów jak to, że woda, sprowadzana przez nas, jest zatruta i że nasze uzdrowisko stoi na zarażonym gruncie.
LICZNE GŁOSY (krzyczą). Nie mówić o kąpielach. Nie chcemy o tém słuchać. Kąpiele niech zostaną na boku.
STOCKMANN. Powiedziałem już, że chcę mówić o wielkiém odkryciu, jakie zrobiłem w tych ostatnich dniach, oto, że wszystkie nasze źródła moralnego życia są zatrute i całe nasze społeczeństwo spoczywa na gruncie zarażonym kłamstwem.
BURMISTRZ. Takie podejrzenie!
THOMSEN (z ręką na dzwonku). Upraszam mówcę, aby się miarkował.
STOCKMANN. Kocham moje rodzinne miasto, jak tylko człowiek kochać może miejsce, w którém przeżył szczęśliwe dzieciństwo. Byłem jeszcze młodym, kiedym stąd wyjechał, a oddalenie, zgryzoty i pierwsze wspomnienia utworzyły aureolę wkoło tego miejsca i jego mieszkańców. (Gdzieniegdzie oklaski i okrzyki: brawo).
STOCKMANN. Wiele lat przeżyłem na dalekiéj północy, w okropném pustkowiu, a kiedym spotkał człowieka z ludu, który tam wśród skał i rozpadlin wiedzie najnędzniejszy żywot, myślałem nieraz, że dla tych godnych litości zwyrodniałych istot, potrzebniejszym był lekarz zwierząt niż ludzi (szemrania).
BILLING (kładąc pióro). Boże mój! Czy słyszał kto co podobnego!
HAUSTAD. To wstyd wśród porządnéj ludności.
STOCKMANN. Powstrzymajcie jeszcze swe oburzenie... Sądzę, iż nikt mnie nie posądzi, ażebym tam zapomniał o rodzinném mieście. Nieustannie przemyśliwałem nad tém, cobym mógł dla niego uczynić. Znalazłem wreszcie. Powziąłem myśl zakładu kąpielowego. (Jednocześnie oklaski i oznaki niezadowolenia). A gdy wreszcie los zdarzył, żem tu mógł powrócić, wówczas, współobywatele, zdawało mi się, że już niczego na świecie pragnąć nie mogę. Miałem tylko w sercu niezmordowaną żądzę ogólnego dobra a w szczególności dobra rodzinnego miasta.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/279
Ta strona została skorygowana.