BURMISTRZ (spoglądając w górę). Metoda jest bardzo kunsztowna — hm!
STOCKMANN. Był to rodzaj orgii szczęścia, pochodzącego z zaślepienia. Dopiero wczoraj rano, nie... właściwie stało się to onegdaj wieczorem, otworzyły mi się duchowe oczy szeroko, tak jest szeroko. I pierwszą rzeczą, jaką spostrzegłem, była to nadzwyczajna głupota władzy. (Hałas, wołania, okrzyki).
JOANNA (kaszle gwałtownie).
BURMISTRZ. Panie prezydujący!
THOMSEN (dzwoni). Na mocy posługującego mi prawa.
STOCKMANN. Jakaż to małostka, panie Thomsen, czepiać się słowa! Chciałem powiedziéć, odkryłem niebywałe fuszerki, których dopuścili się ludzie, przodujący założeniu kąpieli. Przodujących z głębi duszy znosić nie mogę — poznałem dobrze ten gatunek ludzi, podobny jest on do kóz, wśród młodych drzewek, wszędzie przynoszą szkodę; stają na drodze swobodnego człowieka, skoro się taki tylko pokaże — i byłoby najlepiéj, gdyby tak jak innych szkodników, można ich było wytępić (niepokój).
BURMISTRZ. Panie prezydujący, podobne twierdzenie...
THOMSEN (z ręką na dzwonku). Panie doktorze!
STOCKMANN. Nie rozumiem, jakim sposobem dopiéro teraz wzrok mój się na tych panach zaostrzył; gdyż miałem tu w mieście przed oczyma codziennie ich wspaniały egzemplarz — w moim bracie, Janie... upartym w swoich przekonaniach i... (śmiechy, hałasy, sykania. Pani Stockmaun kaszle, Thomsen dzwowi gwałtownie).
PIJAK (który wszedł znowu do sali). Czy to o mnie, nazywam się Jan...
RÓŻNE GŁOSY. Precz z pijakiem. Za drzwi. (Wyprowadzają znowu pijaka).
BURMISTRZ. Co to za człowiek?
JEDEN Z BLIŻÉJ STOJĄCYCH. On nie stąd.
THOMSEN. Mów pan daléj, panie doktorze, staraj się pan tylko o pewne umiarkowanie.
STOCKMANN. Dobrze więc, kochani współobywatele, nie będę się daléj rozszerzał o przodujących nam ludziach. Jeżeli kto z tego, com powiedział, sądzi, że chciałem dziś wieczór dać się tym panom we znaki — to się myli, myli się bardzo; bo mam błogie przekonanie, że oni należą do przeżytków upadającego świata pojęć, sami oddają sobie ostatnie hołdy. Niepotrzeba wcale pomocy lekarskiéj, ażeby ich zgon przyśpieszyć. Na przyszłość więc, ten gatunek nie przedstawia niebezpieczeństwa. To nie on w rzeczywistości zatruwa nasze duchowe życie i zaraża nam grunt pod nogami! Ci ludzie nie są właściwie najgroźniejszemi wrogami prawdy i swobody.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/280
Ta strona została skorygowana.