JOANNA. Widzisz, Ottonie.
STOCKMANN. Tak, widzę, wszyscy razem są tchórzami. Nikt nie śmie ze względu na innych (rzuca list na stół). Ale teraz jest nam to obojętne. Udamy się do Nowego Świata.
JOANNA. Ottonie, czyś ty to dobrze rozważył? Emigracya...
STOCKMANN. Mam tu może pozostać — gdzie postawiono mnie pod pręgierzem jako wroga ludu, napiętnowano, wytłuczono szyby — i patrz, Joanno, rozdarto mi tużurek.
JOANNA. O! to twój najlepszy.
STOCKMANN. Nie trzeba nigdy kłaść najlepszych szat, kiedy się walczy za prawdę i swobodę. No, to nic nie znaczy, ale żeby motłoch śmiał w taki sposób na mnie uderzyć, jak gdyby był mnie równym, tego przenieść nie mogę.
JOANNA. Tak, obeszli się z tobą nikczemnie, ale czyż dlatego mamy ojczyznę porzucić na zawsze?
STOCKMANN. Alboż sądzisz, że w innych miastach tłum jest mądrzejszym niż tutaj? Wszędzie on wyciosany jest z jednego drzewa. Niech kundle szczekają, to jeszcze nie jest najgorszém, najgorszém jest to, że w całym kraju ludzie są niewolnikami stronnictw. Wprawdzie co do tych rzeczy, nie jest lepiéj na wolnym zachodzie. Tam także grasuje zwarta większość i liberalne pojęcia i wszystkie tym podobne dyabelstwa, ale widzisz, tam stosunki są szersze, tam mogą zamordować, ale nie będą, jak tutaj, pomału na śmierć zakłuwać szpilkami swobodnego człowieka. A wreszcie, można tam się trzymać zdaleka od spraw publicznych (przechadza się). Gdybym tylko wiedział, że tam gdzie można kupić za tanie pieniądze las dziewiczy albo maleńką, południową wysepkę.
JOANNA. Ależ chłopcy, Ottonie.
STOCKMANN (zatrzymując się). Jakaś ty dziwna, Joanno. Chcesz-że, by chłopcy wzrastali w takiém społeczeństwie jak nasze? Sama przecież widziałaś wczoraj, że połowa przynajmniéj ludności jest szaloną zupełnie, a jeśli druga połowa nie straciła rozumu, to tylko dlatego, że nie ma zgoła nic do stracenia.
JOANNA. Bo téż, Ottonie, jesteś tak nieostrożnym w mowie.
STOCKMANN. Tak! może to nieprawda, com mówił? Czy jest jedno pojęcie, któregoby nie przewrócili do góry nogami? Alboż nie mieszają sprawiedliwości i bezprawia w jednę gmatwaninę? Czy nie nazywają kłamstwem tego, co dla mnie jest prawdą? A co najszaleńsze, całe gromady dorosłych ludzi wyobrażają sobie i wmawiają w drugich, że są wolnomyślne.
JOANNA. Tak, być może, iż to jest szaleństwem.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/290
Ta strona została skorygowana.