Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/292

Ta strona została skorygowana.
SCENA TRZECIA.
CIŻ I HOLSTER (wchodzi z przedpokoju).

HOLSTER. Dzień dobry! Pomyślałem sobie, że muszę pójść i zobaczyć, jak tu rzeczy stoją.
STOCKMANN (ściskając mu rękę). To pięknie z pana strony.
JOANNA. Jeszcze raz przyjm pan serdeczne dzięki, żeś nas odprowadził.
PETRA. Ale jakżeś się pan dostał z powrotem do domu?
HOLSTER. O, to się łatwo zrobiło. Nie należę do ułomków, a tutejsi ludzie potrzebują tylko cugli!
STOCKMANN. Ha! to tchórzostwo najbardziéj oburza. Chodź-no pan tutaj, mam coś do pokazania. Oto kamienie, które na nas rzucano. Patrz pan, w całéj kupie tylko dwa są porządne, reszta to zwykłe kamuszczki. A przecież klęli i wrzeszczeli na dworze, iż chcą mnie zamordować, tak, ale czyn — czyn, to zupełnie co innego. Co do czynów, stoimy źle bardzo tu w mieście.
HOLSTER. Tym razem, doktorze, to bardzo szczęśliwie, dla pana.
STOCKMANN. Rzeczywiście. A przecież to oburza, bo niechby tylko przyszło do istotnéj bójki, zniknęłaby cała opinia publiczna. Wtedy, kapitanie, zwarta większość biegłaby, jak trzoda świń do lasu, szukać bezpiecznéj kryjówki. Jest to myśl tak smutna, że gryzie jak robak... Ale u dyabła — w gruncie rzeczy, są to wszystko głupstwa. Nazwali mnie wrogiem ludu — dobrze, wiec takim będę.
JOANNA. Nigdy nim nie będziesz, Ottonie.
STOCKMANN. Nie zaręczaj za to Joanno. Niegodziwe słowo może podziałać jak ukłócie w płuca, a to przeklęte słowo — nie mogę go się pozbyć — wryło mi się w serce, leży tam i gryzie jak kwas żrący — magnezya na to nie pomoże.
PETRA. Ba! Ojcze, powinieneś śmiechem wyrzucić je z serca.
HOLSTER. Ludzie, panie doktorze, prędko zmienią zdanie.
JOANNA. Tego możesz być pewnym, Ottonie.
STOCKMANN. Być może, ale już będzie za późno. Kiedy odpływasz, kapitanie?
HOLSTER. Hm! właśnie chciałem z panem o tém pomówić.
STOCKMANN. No cóż? Czy jaki wypadek ze statkiem?
HOLSTER. Nie, ale w tém rzecz, że ja na nim nie płynę.
PETRA. Pana przecież nie wydalono?
HOLSTER (uśmiechając się). Właśnie tak się stało.
PETRA. Pana także?
JOANNA. Widzisz, Ottonie.