Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/293

Ta strona została skorygowana.

STOCKMANN. A wszystko dla miłości prawdy. O, gdybym to był przewidział!
HOLSTER. Nie bierz pan tego do serca. Znajdę sobie niebawem inne miejsce.
STOCKMANN. I to uczynił ten wielki przemysłowiec Wiek, człowiek bogaty, niezależny. Fi!
HOLSTER. Jest to człowiek nawskroś legalnych przekonań. Powiedział, żeby mnie chętnie zatrzymał, gdyby tylko śmiał.
STOCKMANN. Ale nie śmie, naturalnie.
HOLSTER. Rzecz jak mówił, jest taka, że kiedy kto do jakiego stronnictwa należy...
STOCKMANN. Otóż ten zacny człowiek wypowiedział słowo prawdy. Stronnictwo jest to coś nakształt ssącéj pompy, która potrosze wysysa w zupełności rozum i sumienie. Dlatego to tyle pustych głów.
JOANNA. Ależ Ottonie!
PETRA (do Holstera). Gdyby nas pan był do domu nie odprowadził, możeby rzeczy nie zaszły tak daleko.
HOLSTER. Droga pani, ja tego wcale nie żałuję.
PETRA (podając mu rękę). Jakżeśmy panu wdzięczni.
HOLSTER (do doktora). Chciałem powiedziéć, że jeśli pan rzeczywiście zamyśla wyjechać, to dałbym panu inną radę.
STOCKMANN. Ślicznie, byleśmy tylko prędko wyjechać mogli.
JOANNA. Cicho; ktoś stuka.
PETRA. Pewnie stryj.
STOCKMANN. Aha! (głośno). Proszę.
JOANNA. Drogi Ottonie, daj mi na to słowo, że...
BURMISTRZ (we drzwiach przedpokoju). Ach! jesteś zajęty! W takim razie ja...
STOCKMANN. Nie, nie, wejdź-że.
BURMISTRZ. Chciałem z tobą pomówić sam na sam.
JOANNA. To przejdziemy do innych pokoi.
HOLSTER. A ja przyjdę późniéj.
STOCKMANN. Nie, idź z niemi, kapitanie, bo chciałbym wiedziéć dokładnie...
HOLSTER. Dobrze, zaczekam (wychodzi z panią Stockmann i Petrą do dalszych pokoi).


SCENA SIÓDMA.
STOCKMANN, BURMISTRZ, późniéj JOANNA.

BURMISTRZ (nic nie mówiąc, spogląda na okna).
STOCKMANN. Nie prawdaż, że tu dziś u mnie dość przewiewnie. Włóż kapelusz.