Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/300

Ta strona została skorygowana.

HAUSTAD. Są to zapewne owe powody tyczące się kwestyj naukowych, które pana zmuszają wziąć w rękę kierunek kąpieli.
STOCKMANN. Rozumié się, tylko z powodów naukowych musiał stary lis zakupić dla mnie akcye, potém poprawimy nieco przy brzegu rury wodociągowe, w ten sposób, by miasto nie potrzebowało wydać na to ani grosza. Nieprawdaż? to się przecież uskutecznić może? Co?
HAUSTAD. Ja sądzę, skoro pan będzie miał za sobą „Posła”...
THOMSEN. W swobodném społeczeństwie, panie doktorze, prasa to potęga...
STOCKMANN. Niezawodnie i opinia publiczna także, i stowarzyszenie właścicieli domów, nieprawdaż, panie Thomsen? tych bierzesz na swoje sumienie.
THOMSEN. Tak, zarówno jak i związek wstrzemięźliwości. Może pan być zupełnie spokojny.
STOCKMANN. Ale panowie — wstyd mi prawdziwie o to zapytywać — jakiéjże żądacie zapłaty?
HAUSTAD. Właściwie najmiléj byłoby nam darmo pana podtrzymywać — jednakże „Poseł ludu” nie zbyt dobrze stoi, nie rozwija się, a znów nie chciałbym pozwolić upaść dziennikowi, kiedy jest tyle do czynienia w wielkiéj polityce.
STOCKMANN. Bardzo słusznie. Takiego przyjaciela ludu jak pan, dotyczy to zblizka (wybuchając). Ale ja, ja jestem wrogiem ludu (obchodzi pokój wkoło). Gdzie moja laska? Gdzież u dyabła moja laska!
HAUSTAD. Cóż to znaczy?
THOMSEN. Pan nie zamierzasz przecież...
STOCKMANN (zatrzymując się). A gdybym wam nie dał grosza z mego całego zysku? Wiecie, że bogaci ludzie zwykle ściskają worek.
HAUSTAD. Pamiętaj pan, że tę całą historyę z akcyami można z dwojakiéj strony przedstawić!
STOCKMANN. Tak, pan to potrafi. Jeżeli więc nie zbratam się z „Posłem”, rzecz przedstawi się z krzywéj strony. Będziesz mnie pan szczuł, gonił, dławił, jak pies zająca.
HAUSTAD. To tylko prawo natury. Każde zwierzę szuka pożywienia.
THOMSEN (uśmiechając się). Bierze się pokarm, skąd można.
STOCKMANN. A więc patrzcież dobrze, czy go tam za drzwiami nie znajdziecie (przebiega pokój wkoło). Bo doprawdy, pokażę wam teraz (znajduje parasol i wstrząsa nim). Ha, patrzcie.
HAUSTAD. Pan przecież nas nie chcesz...
THOMSEN. Proszę, uważaj pan z tym parasolem...
STOCKMANN. Precz! panie Haustad!
HAUSTAD (we drzwiach przedpokoju). Czyś pan zupełnie oszalał?