Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/301

Ta strona została skorygowana.

STOCKMANN. Precz! panie Thomsen! precz! mówię.
THOMSEN (biegając wkoło biurka). Z umiarkowaniem, panie doktorze, jestem człowiekiem słabych sił, wielu rzeczy znosić nie mogę (krzyczy). Ratunku! ratunku!


SCENA SIÓDMA.
STOCKMANN, HAUSTAD, THOMSEN, JOANNA, PETRA, HOLSTER, (wchodzą pośpiesznie z dalszych pokoi) potém WALTER I FRYDERYK.

JOANNA. Boże! Cóż się tu dzieje, Ottonie!
STOCKMANN (wstrząsając parasolem). Precz, mówię!
HAUSTAD. Napad na bezbronnych ludzi! Wzywam pana na świadka, panie kapitanie (wybiega szybko przez przedpokój).
THOMSEN (bezradnie). Tak! gdybym tu znał rozkład mieszkania (ucieka do dalszych pokojów).
JOANNA (przytrzymując męża). Miarkujże się, Ottonie.
STOCKMANN (rzucając parasol). Do dyabła, uciekli mi.
JOANNA. Ale czegóż od ciebie chcieli?
STOCKMANN. O tém późniéj. Teraz mam inne sprawy na głowie (idzie do biurka i pisze na bilecie wizytowym). Patrzno, Joanno. Co tu jest?
JOANNA. Trzy razy nie, wielkiemi literami. Cóż to znaczy?
STOCKMANN. I o tém dowiész się późniéj (biorąc kartę). Petro, niech służąca zaniesie to do starego lisa i niech biegnie jak może najszybciéj. Prędko, prędko!
PETRA (wychodzi z biletem przez przedpokój).
STOCKMANN. Jeżeli dziś dyabeł nie przysłał mi wszystkich swoich posłanników, to już nie wiem, jak ich nazwać. No! ale teraz ja będę ich smagał piórem, maczając je w occie i żółci.
JOANNA. Tak, ale wyjeżdżamy przecież, Ottonie.
PETRA (wraca).
STOCKMANN. I cóż?
PETRA. Posłałam.
STOCKMANN. Dobrze. Wyjeżdżamy, mówisz? Otóż nie, nie, zostajemy tu, Joanno.
PETRA. Zostajemy!
JOANNA. Tu! w tém mieście?
STOCKMANN. Tak, tutaj na polu walki. Tu ma być bitwa stoczoną; tu chcę zwyciężyć. Skoro tylko moje palto będzie naprawione, pójdę szukać mieszkania; bo musimy przecież miéć dach nad głową.
HOLSTER. Ja go mogę ofiarować.
STOCKMANN. Pan?
HOLSTER. Ja. W moim domu jest miejsca podostatkiem; a przytém mnie nigdy prawie w niém niéma.