PETTERSEN (zapala na kominku lampę i nakłada na nią abażur, do Jensena). Czy słyszysz, stary powstał przy stole i wniósł długi toast, na cześć pani Sörby.
JENSEN (przestawiając fotel). Czy téż to prawda, co ludzie mówią, że pomiędzy niemi jest coś?
PETTERSEN. Dyabeł ich tam wie.
JENSEN. Był on przecież w swoim czasie wielkim grzesznikiem.
PETTERSEN. Być może.
JENSEN. Mówią, że ten obiad wyprawia dla syna.
PETTERSEN. Tak, syn wczoraj przyjechał.
JENSEN. Nie wiedziałem dotąd, że pan Werle ma syna.
PETTERSEN. Ma, ale ten syn mieszka stale w górach, przy fabrykach. Od czasu, jak tu służę, ani razu nie był w mieście.
LOKAJ NAJĘTY (we drzwiach od dalszych pokoi). Panie Pettersen, tu jest jakiś stary...
PETTERSEN (mruczy). Cóż u licha, jeszcze jeden...