Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

HIALMAR. Tak.
GRZEGORZ. A ty stałeś nieporuszony i zaparłeś się, że go znasz?
HIALMAR (cicho, ale gwałtownie). Czyż mogłem...
GRZEGORZ. Przyznać się do ojca?
HIALMAR (boleśnie). Och! gdybyś był na mojém miejscu. (Ciche rozmowy pomiędzy gośćmi, nagle wybuchają wymuszonym głośnym tonem).
KAM. BALLE (zbliżając się przyjaźnie do Hialmara i Grzegorza), Aha! panowie tu sobie odnawiają wspomnienia z lat dziecinnych. Co? (do Hialmara). Nie palisz pan? Może ognia... Ach! prawda, nie wolno.
HIALMAR. Dziękuję, nie chciałbym...
KAM. FLOR. Ach! panie Ekdal, możebyś nam zadeklamował jaką ładną poezyę. Niegdyś deklamowałeś tak pięknie.
HIALMAR. Niestety, nic sobie nie przypominam.
KAM. FLOR. Jaka szkoda! Balle, cóż mamy robić? (Balle i Flor wychodzą do pokoju w głębi).
HIALMAR (ponuro). Odchodzę, Grzegorzu. Kiedy kto raz poczuł na głowie druzgoczącą rękę losu... Pożegnaj odemnie twego ojca.
GRZEGORZ. Idziesz wprost do domu?
HIALMAR. Wprost. Dlaczego pytasz?
GRZEGORZ. Bo może późniéj do ciebie przyjdę.
HIALMAR. Nie, nie przychodź do mnie. Mieszkanie moje jest smutne i ubogie, Grzegorzu, a zwłaszcza takiém wydać się musi, po tak wspaniałéj uczcie. Możemy się gdzieś schodzić w mieście.
PANI SÖRBY (która się do nich zbliżyła). Odchodzisz pan?
HIALMAR. Odchodzę.
PANI SÖRBY. Pozdrów pan Ginę.
HIALMAR. Dziękuję.
PANI SÖRBY. I powiedz, że przyjdę z nią pomówić w tych dniach.
HIALMAR. Jak pani łaskawa (do Grzegorza). Zostań, chcę wyjść niepostrzeżony. (Oddala się szybko przez pokój w głębi, a stamtąd na prawo).
PANI SÖRBY (po cichu do Pettersena, który powrócił). Cóż, dałeś co staremu?
PETTERSEN. Tak jest, wsunąłem mu butelkę koniaku.
PANI SÖRBY. Mogłeś téż znaleść coś lepszego.
PETTERSEN. Proszę pani, koniak jest dla niego rzeczą najlepszą.
KAM. FLOR (we drzwiach z nutami w ręku do pani Sörby). Może zagramy na cztery ręce?
PANI SÖRBY. Chętnie. Grajmy.
GOŚCIE. Brawo! brawo!