GRZEGORZ. Ojcze, czy nie możesz zatrzymać się tu trochę?
WERLE (zatrzymując się). O cóż to idzie?
GRZEGORZ. Muszę ci parę słów powiedziéć.
WERLE. Czy nie możesz zaczekać, aż będziemy sami?
GRZEGORZ. Nie, bo może być, że wcale nie będziemy sami.
WERLE (zbliżając się do niego). Cóż to ma znaczyć?
(Przez całą następującą scenę słychać w dalszych pokojach muzykę).
GRZEGORZ. Jak można było pozwolić na tak smutny upadek téj rodziny?
WERLE. Mówisz zapewne o Ekdalach?
GRZEGORZ. Tak jest, mówię o Ekdalach. Porucznik Ekdal był niegdyś z tobą w tak blizkich stosunkach.
WERLE. Niestety! aż nadto blizkich. Odczułem to bardzo boleśnie i musiałem odpokutować. Jemu to przecież zawdzięczam, że moje dobre imię poniosło rodzaj skazy.
GRZEGORZ (cicho). Czy rzeczywiście on jeden tylko był winny?
WERLE. A któżby więcej?
GRZEGORZ. Ty i on przecież kupiliście te lasy na współkę?
WERLE. Ale to Ekdal podjął się wykonania mapy tych gruntów, tej niedokładnéj mapy. On też prowadził bezprawny wyrąb lasu na gruntach rządowych. On przecież jeden prowadził ten cały interes. Ja nie miałem pojęcia o tem, co on robił.
GRZEGORZ. Ekdal sam zapewne nie miał o tem pojęcia.
WERLE. Być może, ale fakt pozostaje faktem. On został skazany, a ja uniewinniony.
GRZEGORZ. Wiem o tém; dla braku dowodów.
WERLE. Uniewinnienie jest uniewinnieniem. Czemuż poruszasz te dawne smutne sprawy, które przedwcześnie ubieliły mi włosy? Czyś nad niemi ciągle rozmyślał przez te długie lata tam, w górach? Mogę cię zapewnić, że tu w mieście zapomniano o nich oddawna — przynajmniéj co się mnie tyczy.
GRZEGORZ. Ale nieszczęśliwa rodzina Ekdalów?
WERLE. Cóż mogłem właściwie dla nich uczynić? Gdy Ekdal odzyskał wolność, był człowiekiem złamanym, zupełnie bezradnym. Są ludzie na świecie, którzy, jak dostaną postrzał, choćby ich tylko parę śrócin trafiło, nigdy się już nie zdołają podźwignąć. Możesz wierzyć memu słowu, Grzegorzu: uczyniłem, co tylko mogłem, bez narażania siebie, dania pozoru podejrzeniom i plotkom.
GRZEGORZ. Podejrzeniom!... ach! prawda!...
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/316
Ta strona została skorygowana.
(Pani Sörby i goście wychodzą do dalszych pokoi w głębi, Grzegorz stoi przy kominku, Werle przerzuca papiery, jakby chciał go się pozbyć, a gdy Grzegorz zostaje, Werle kieruje się ku drzwiom).