HIALMAR. Nie należy na byle jakie żądanie przystawać (przechadza się po pokoju); przynajmniéj ja nie przystaję.
EKDAL. Tak, Hialmara pozyskać nie łatwo.
HIALMAR. Nie wiem, dlaczego miałbym się starać o cudzą zabawę, kiedy wypadkiem jestem w towarzystwie. Niech się inni o to starają. Ci panowie chodzą od domu do domu, codzień są zapraszani, codzień jedzą i piją. Mogą więc się za to odwdzięczyć.
GINA. Nie powiedziałeś tego przecie?
HIALMAR (przyśpiewując). Ha, ha, ha, i tak się dość nasłuchali.
EKDAL. Jakto? kamerjunkrzy także?
HIALMAR. I oni bez szwanku nie wyszli. (lekkim tonem) Zaszła mała sprzeczka o wino tokajskie.
EKDAL. Tokaj! wykwintne wino!
HIALMAR (zatrzymuje się). Może być wyktwintne, muszę ci jednak powiedziéć, że nie z każdego roku bywa równie dobre. Wszystko od tego zależy, czy grona miały dość słońca.
GINA. Ty wszystko wiész, Hialmarze!
EKDAL. I o to była sprzeczka?
HIALMAR. Probowano sprzeczki, ale odpowiedziano im, że tak samo bywa z kamerjunkrami: lata dla nich także nie są jednakie. Mieli co słuchać!
GINA. Jakie ty masz pomysły!
EKDAL. Tak-eś im to gładko wypowiedział?
HIALMAR. Wypowiedziałem im to w oczy.
EKDAL. Słuchaj-no, Gino: wypowiedział to kamerjunkrom w oczy!
GINA. Wyobrazić sobie tylko, tak komu w oczy powiedziéć!
HIALMAR. Nie życzę sobie jednak, aby to się rozniosło. Takich rzeczy rozpowiadać nie należy. Wywiązały się one, naturalnie, z toku przyjaznéj rozmowy. Byli to grzeczni, wytworni ludzie. Cóż tu dziwnego?
EKDAL. Bo powiedziéć komu taką rzecz w żywe oczy!
JADWIGA (z przymileniem). Jak to zabawnie widziéć ojca we fraku! Ojcu w nim bardzo ładnie.
HIALMAR. Nieprawdaż? Leży doskonale, jakby był dla mnie robiony, może tylko przyciasny pod pachami... Pomóż mi, Jadwiniu. (zdejmuje frak). Włożę lepiéj żakiet. Gdzie mój żakiet, Gino?
GINA. Oto jest. (przynosi i pomaga mu się ubrać).
HIALMAR. Tak. Pamiętaj zaraz rano frak Molvigowi odesłać.
GINA (kładąc go na boku). To się zrobi.
HIALMAR (przeciągając się). Ach! jak to zaraz człowiek czuje się w domu. Takie wygodne odzienie lepiéj nawet pasuje do mojéj powierzchowności. Nieprawdaż, Jadwiniu?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/325
Ta strona została skorygowana.