JADWIGA. Prawda, ojcze.
HIALMAR. A gdybym tak puścił luźno końce krawata? Zobacz. Jakże?
JADWIGA. Bardzo to dobrze wygląda przy twoich wąsach i gęstych kędzierzawych włosach.
HIALMAR. Moje włosy nie są kędzierzawe, raczéj układają się w pukle.
JADWIGA. Prawda, ojcze.
HIALMAR. A więc to są pukle.
JADWIGA (po chwili ciągnąc go za rękaw). Ojcze!
HIALMAR. Co takiego?
JADWIGA. Wiész przecież dobrze, czego chcę?
HIALMAR. Nie wiem, doprawdy.
JADWIGA (śmiejąc się nawpół z płaczem). Ojcze, nie męczże mnie dłużéj.
HIALMAR. Ale o cóż idzie?
JADWIGA (ciągnąc go znowu). Nic nie mów, tylko daj zaraz. Wiész dobrze, ojcze, daj mi te dobre rzeczy, któreś mi obiecał.
HIALMAR. Ach! tak. Żem téż mógł o tém zapomniéć!
JADWIGA. Nie wywiedziesz mnie w pole, ojcze! To nie ładnie z twojéj strony. No dajże mi, co masz dla mnie. Wiész przecież...
HIALMAR. Tak znów zupełnie o tobie nie zapomniałem. Poczekaj, mam dla ciebie coś innego (idzie i szuka w kieszeni od fraka).
JADWIGA (skacząc i klaszcząc w ręce). O mamo! mamo!
GINA. Widzisz, trzeba tylko być cierpliwą.
HIALMAR (z kartką w ręku). Patrz!
JADWIGA. Tylko kawałek papieru.
HIALMAR. To jadłospis, cały jadłospis. Patrz, tu napisane: „Menu“ to znaczy, jadłospis.
JADWIGA. Nie masz nic więcéj?
HIALMAR. O reszcie zapomniałem, dziecko, ale możesz mi wierzyć na słowo, marna to przyjemność pożywać łakocie. Siądź oto tu przy stole i przeczytaj jadłospis, a ja ci opowiem, jak smakuje każda potrawa. Patrz, Jadwiniu.
JADWIGA (tłumi płacz). Dziękuję (siada, ale nie czyta, Gina robi jéj znaki, Hialmar to spostrzega).
HIALMAR (chodząc po pokoju). Ojciec rodziny musi myśléć o rozmaitych rzeczach, a gdy mu się zdarzy o najdrobniejszéj zapomnieć, widzi wkoło siebie skrzywione twarze. Cóż, można się i do tego przyzwyczaić (staje przy piecu obok ojca). Czy zaglądałeś do niéj dziś wieczór?
EKDAL. Ma się rozumiéć, żem zaglądał, wlazła do kosza.
HIALMAR. Doprawdy? Więc zaczyna do kosza przywykać?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/326
Ta strona została skorygowana.