EKDAL. Przywyka, powiedziałem to zgóry, tylko widzisz, trzeba urządzić go trochę inaczéj.
HIALMAR. Trzeba porobić pewne ulepszenia.
EKDAL. Ale te zrobić trzeba koniecznie.
HIALMAR. Tak pomówmy o ulepszeniach, ojcze. Chodź, siądźmy na kanapie.
EKDAL. Tak, tak. Hm! dobrze, ale wprzód muszę sobie nałożyć fajkę, i przetknąć ją trochę (idzie do swego pokoju).
GINA (z uśmiechem do Hialmara). Przetknąć fajkę — rozumiem.
HIALMAR. Ach Gino! daj mu pokój. Nieszczęsny starzec. A co do ulepszeń, to trzeba będzie zaraz jutro się do nich zabrać.
GINA. Jutro nie masz czasu.
JADWIGA (mieszając się do rozmowy). Ależ nie, mamo.
GINA. Masz zrobić te kopie, które muszą być retuszowane. Tyle razy już po nie przysyłano.
HIALMAR. Ach! znowu te kopie. Muszę je raz wykończyć. A może téż są jakie nowe obstalunki.
GINA. Niestety, nie. Na jutro mam tylko te dwa zdjęcia, wiész!
HIALMAR. Nic więcéj. Naturalnie, kiedy się kto nie stara.
GINA. Cóż ja mam robić, ogłaszam, ile mogę.
HIALMAR. Ach! te dzienniki! te dzienniki! To się na nic nie zda. Zapewne téż nikt się nie zgłosił o ten pokój, nikt go nie oglądał?
GINA. Nikt jeszcze.
HIALMAR. Można się tego było spodziewać, bo nikt się o to nie troska... Trzeba się koło tego zakrzątnąć, Gino.
JADWIGA. Może ci, ojcze, flet podać?
HIALMAR. Nie chcę fletu. Nie żądam żadnéj przyjemności na świecie (chodzi gwałtownie po pokoju). Tak, tak, będę jutro pracował bez wytchnienia. Będę pracował, dopóki mi sił starczy.
GINA. Ależ mój drogi, któż ci robi wymówkę?
JADWIGA. Ojcze, może ci przynieść piwa.
HIALMAR. Dla mnie osobiście nic nie potrzeba (stoi przez chwilę). Mówiłaś o piwie.
JADWIGA (z żywością). Tak, ojcze, o świeżém, dobrém piwie.
HIALMAR. No, kiedy tak chcesz koniecznie, to przynieś butelkę.
GINA. Przynieś, będzie nam przyjemniéj (Jadwiga biegnie do drzwi kuchennych).
HIALMAR (przy piecu zatrzymuje ją, i głowę jéj przyciska do piersi). Jadwiniu, Jadwiniu!
JADWIGA (uradowana ze łzami w oczach). Mój drogi ojcze!
HIALMAR. Nie nazywaj mnie tak. Oto siedziałem u stołu bogacza i myślałem tylko o sobie, siedziałem i pożerałem przysmaki przy jego wspaniale zastawionym stole... i ja mogłem...
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/327
Ta strona została skorygowana.