GINA (siedząc przy stole). Ach! nie mówże o tém.
HIALMAR. Ale nie bierzcie mi tego za złe. Wy przecież wiecie, że pomimo to, kocham was z całego serca.
JADWIGA (ściskając go). I my téż kochamy cię, ojcze.
HIALMAR. A jeśli czasem jestem wzburzony, — och mój Boże, pomyśléć, że jestem człowiekiem nękanym mnóstwem trosk... Nie, nie przynoś piwa, Jadwiniu... daj mi flet. (Jadwiga przynosi flet z półki). Dziękuję ci. Tak, tak, gdy mam flet w ręku, wy obie jesteście przy mnie. (Jadwiga siada przy matce. Hialmar chodząc po pokoju, wygrywa ludową pieśń czeską, w powolném elegijném tempie, z głębokiém uczuciem. Nagle przestaje grać, podaje Ginie lewą rękę i mówi wzruszony). Niech sobie u nas będzie ciasno i ubogo, jednak Gino, jest to nasz dom i tu jest nam dobrze. (Gra znowu. Ktoś stuka do drzwi wchodowych).
GINA (podnosząc się). Cicho, Hialmarze, zdaje mi się, że ktoś idzie.
HIALMAR (kładzie flet na półce). Co! Znowu ktoś. (Gina idzie drzwi otworzyć).
GRZEGORZ (za drzwiami). Przepraszam.
GINA (cofając się). Ach!
GRZEGORZ. Czy tu mieszka pan Ekdal fotograf.
GINA. Tutaj.
HIALMAR (idzie do drzwi). To ty, Grzegorzu. Chodź że, chodź!
GRZEGORZ (wchodząc). Powiedziałem przecież, że u ciebie będę.
HIALMAR. Ale dziś wieczór, musiałeś opuścić towarzystwo.
GRZEGORZ. Opuściłem towarzystwo i dom ojcowski... (do Giny). Dobry wieczór pani. Nie wiem, czy mnie pani poznaje?
GINA. O, poznaję. Młodego pana Werle poznać nie trudno.
GRZEGORZ. Jestem podobny do mojéj matki, a tę musisz pani pamiętać?
HIALMAR. Mówisz, żeś opuścił dom ojcowski?
GRZEGORZ. Tak, wyniosłem się do hotelu.
HIALMAR. Wyniosłeś się? No, skoroś przyszedł, rozbierz się i siadaj.
GRZEGORZ. Dziękuję (zdejmuje zwierzchnie okrycie, ma na sobie szare wiejskim krojem zrobione ubranie).
HIALMAR. Siadaj na kanapie, rozgość się. (Grzegorz siada na kanapie, Hialmar przy nim na krześle).
GRZEGORZ (oglądając się). Tutaj przesiadujesz, Hialmarze, i tutaj mieszkasz?
HIALMAR. Tu jest, jak widzisz, pracownia.
GINA. Ale tutaj jest nam obszerniéj i dlatego lubimy tu przesiadywać.
HIALMAR. Dawniéj mieliśmy lepsze mieszkanie, ale tutaj znowu są inne wygody, mamy przepyszne poddasze.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/328
Ta strona została skorygowana.