GINA. Mamy téż pokój do odnajęcia po drugiéj stronie korytarza.
GRZEGORZ (do Hialmara). Patrzajże, masz nawet sublokatora.
HIALMAR. Nie jeszcze. Widzisz, to nie tak łatwo (do Jadwigi). A cóż z tém piwem, Jadwiniu? (Jadwiga idzie do kuchni).
GRZEGORZ. To twoja córka?
HIALMAR. Tak, Jadwinia.
GRZEGORZ. Jedyne dziecko?
HIALMAR. Jedyne. Nasze największe szczęście (zniżając głos) i najcięższa troska.
GRZEGORZ. Jakto?
HIALMAR. Zagraża jéj w blizkiéj przyszłości utrata wzroku.
GRZEGORZ. Miałaby zaniewidziéć!
HIALMAR. Okazały się dopiéro pierwsze symptomata — może to potrwać jeszcze czas jakiś, ale ostrzegł nas lekarz, że niéma dla niéj żadnego ratunku.
GRZEGORZ. Co za straszne nieszczęście! Skądże to?
HIALMAR (wzdycha). Prawdopodobnie choroba dziedziczna.
GRZEGORZ (ze zdziwieniem). Dziedziczna?
GINA. Matka Hialmara miała także słabe oczy.
HIALMAR. Tak mówił ojciec, bo ja jéj nie pamiętam.
GRZEGORZ. Biedne dziecko! Jakże ona to znosi?
HIALMAR. Nie sądzisz przecie, byśmy mieli serce jéj to powiedzieć. Nie domyśla się niebezpieczeństwa i wesoła bez troski, świegocąc jak ptaszek leci w wieczną ciemność (walcząc ze wzruszeniem). To mnie przygnębia, Grzegorzu. (Jadwiga wnosi tacę z piwem i szklankami i stawia ją na stole. Hialmar głaszcząc ją po włosach). Dziękuję ci, Jadwiniu. (Jadwiga zarzuca mu ręce na szyję i szepce coś do ucha). Nie, chleba z masłem teraz nie potrzeba (patrząc przed siebie). Możeby Grzegorz pozwolił kawałeczek.
GRZEGORZ (odmawiając). Nie, dziękuję.
HIALMAR (ciągle smutnym tonem). W każdym razie przynieś trochę. Jeśli masz rogalik, zjadłbym z przyjemnością, tylko grubo nasmaruj.
JADWIGA (uradowana wychodzi do kuchni).
GRZEGORZ (patrząc za nią). Wygląda jednak zdrowo i świeżo.
GINA. Bo téż dzięki Bogu prócz tego nic jéj nie brakuje.
GRZEGORZ. Z czasem będzie niezawodnie zupełnie do pani podobna. Ileż ona ma lat?
GINA. Jadwinia kończy właśnie lat czternaście, pojutrze jéj urodziny.
GRZEGORZ. Jest duża na swój wiek.
GINA. W ostatnim roku tak urosła.
GRZEGORZ. Patrząc na dorastających, najlepiéj pojmujemy, że się starzejemy. Ileż to lat, jak się państwo pobrali?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/329
Ta strona została skorygowana.