EKDAL. Niech pan sam obaczy.
HIALMAR (trochę zmieszany). To już należy wyłącznie do ojca, rozumiesz.
GRZEGORZ (staje we drzwiach i zagląda do strychu). Chowa pan kury, panie poruczniku?
EKDAL. Ma się rozumieć, chowamy kury. Teraz wlazły na grzędę, ale trzeba je za dnia zobaczyć.
JADWIGA. I jest także...
EKDAL. Cyt! cyt! nie mów jeszcze.
GRZEGORZ. Są tu, jak widzę, gołębie.
EKDAL. Może i mamy gołębie. Mają swoje gniazda, tam pod samym szczytem, bo widzi pan, gołębie najchętniéj gnieżdżą się wysoko.
HIALMAR. Ale to nie są zwyczajne gołębie.
EKDAL. Spodziewam się, że nie zwyczajne; mamy kapucyny i fajfry i różne osobliwe gatunki. Chodźże pan tu bliżéj, widzisz tę skrzynię przy ścianie?
GRZEGORZ. I na cóż to?
EKDAL. Tam, kochanku, jest nocne legowisko królików.
GRZEGORZ. Więc są i króliki?
EKDAL. Do dyabła, naturalnie, że je mamy. Słyszysz, Hialmarze, on się pyta, czy mamy króliki? Ale teraz pokażę najważniejszą rzecz. Tak, najważniejszą. Odejdź, Jadwiniu. Stań pan tutaj. Widzisz ten koszyk ze słomą?
GRZEGORZ. Widzę, jest tam jakiś ptak w koszyku.
EKDAL. Hm! „jakiś ptak.”
GRZEGORZ. Czy to nie kaczka?
EKDAL (urażony). Kaczka, naturalnie.
HIALMAR. Ale jak sądzisz, jaki rodzaj kaczki?
JADWIGA. To wcale nie zwyczajna kaczka.
EKDAL. Cyt.
GRZEGORZ. To nie jest kaczka turecka.
EKDAL. Nie, panie... Werle, to nie kaczka turecka, ale dzika kaczka.
GRZEGORZ. Na prawdę, dzika kaczka?
EKDAL. Rzeczywiście, ten „ptak,” jak go pan nazwałeś, jest to dzika kaczka, kochanku, nasza dzika kaczka.
JADWIGA. Moja dzika kaczka, bo ona do mnie należy.
GRZEGORZ. I ona może tu żyć, na strychu?
EKDAL. Ma się rozumiéć, że ma koryto z wodą, w którém się pluska.
HIALMAR. Wodę odmienia się co drugi dzień.
GINA (zwracając się do męża). Mój drogi, tu jest okropnie zimno.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/332
Ta strona została skorygowana.