Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/334

Ta strona została skorygowana.

ujrzy więcéj ani morza ani nieba. Ale muszę już iść, twój ojciec usnął.
HIALMAR. Nic nie znaczy.
GRZEGORZ. Ach! prawda, mówiłeś, że masz pokój do odnajęcia, teraz wolny.
HIALMAR. Mam. Ale co? Czy znasz kogo, coby go chciał wynająć?
GRZEGORZ. Ja sam-bym go najął.
HIALMAR. Ty?
GINA. Co, pan?
GRZEGORZ. Gdybyście mi państwo najęli ten pokój, sprowadziłbym się zaraz jutro od rana.
HIALMAR. Z największą przyjemnością.
GINA. Ale to nie jest wcale pokój dla pana.
HIALMAR. Gino! Jak możesz mówić?
GINA. Bo ten pokój nie jest ani dość duży, ani dość jasny, przytém...
GRZEGORZ. Mnie o to wcale nie chodzi.
HIALMAR. A ja uważam, że to ładny pokój i nieźle umeblowany.
GINA. Pomyśl przecież o tych dwóch, co na dole mieszkają.
GRZEGORZ. Cóż to za jedni?
GINA. Ach! jeden z nich był nauczycielem prywatnym.
HIALMAR. Kandydat Molving.
GINA. I jakiś doktór, nazwiskiem Relling.
GRZEGORZ. Relling? Znam go trochę, był czas jakiś lekarzem w Hochtalu.
GINA. To para hulaków. Najczęściéj wychodzą wieczorem, a wracają późno w nocy, wówczas są tak...
GRZEGORZ. Do tego przyzwyczaić się można. Mam nadzieję, że ze mną będzie tak, jak z dziką kaczką.
GINA. Niech pan się jeszcze przez noc namyśli.
GRZEGORZ. Widzę, że pani nie ma ochoty miéć mnie w swym domu.
GINA. Ach Boże! jak może pan coś podobnego myśléć.
HIALMAR. To bardzo dziwne z twojéj strony, Gino (do Grzegorza). Ale powiedz mi, myślisz więc teraz pozostać w mieście?
GRZEGORZ (kładąc paltot). Tak, na teraz.
HIALMAR. I nie w domu twojego ojca? Cóż daléj zamierzasz?
GRZEGORZ. Gdybym to sam wiedział, byłoby pół biedy. Ale kiedy kto ma nieszczęście nazywać się Grzegorzem, a jeszcze do tego Werle... Czyś słyszał kiedy co równie szkaradnego?
HIALMAR. Mnie się to wcale szkaradném nie wydaje.
GRZEGORZ. Brr... Miałbym ochotę napluć na człowieka, który się tak nazywa. Ale kiedy się ma nieszczęście być, jak ja na téj ziemi, Grzegorzem — Werle...