HIALMAR (śmiejąc się). No, czémże chciałbyś być, gdybyś nie był Grzegorzem Werle?
GRZEGORZ. Gdybym miał prawo wyboru, tobym najlepiéj chciał być psem.
GINA. Psem!
JADWIGA (mimowolnie). O, nie!
GRZEGORZ. Tak jest, doskonałym psem myśliwskim, takim, co do dna pójdzie za dziką kaczką, gdy ta daje nurka i potrafi ją schwytać, choć się zagrzebie w mule i wodorostach.
HIALMAR. Wiesz, Grzegorzu, nic a nic cię nie rozumiem.
GRZEGORZ. W tém, co powiedziałem, nie ma nic nadzwyczajnego. Więc do jutra — wprowadzam się od rana (do Giny). Nie zrobię pani żadnego kłopotu, sam sobie posługuję (do Hialmara). O reszcie pogadamy jutro. Dobranoc pani (kłania się Jadwidze). Dobranoc.
GINA. Dobranoc panu.
JADWIGA. Dobranoc.
HIALMAR (zapalając świecę). Zaczekaj trochę, poświecę ci, pewno na wschodach ciemno. (Grzegorz i Hialmar wychodzą głównemi drzwiami na korytarz).
GINA (patrzy za niemi z robotą opuszczoną na kolana). Co za dziwne powiedzenie, że pragnąłby być psem.
JADWIGA. Wiesz co, mamo, mnie się zdaje, że on miał ciągle na myśli coś innego, niż to, co mówił.
GlNA. Tak sądzisz? W każdym razie było to bardzo dziwne.
HIALMAR (wracając). Jeszcze było światło (gasi świecę i stawia na boku). Nareszcie, można coś przekąsić (je chleb z masłem). Widzisz, Gino, kiedy się kto postara...
GINA. Jakto, postara?
HIALMAR. To wielkie szczęście, żeśmy raz wynajęli ten pokój. A jeszcze takiemu człowiekowi, jak Grzegorz — dawnemu przyjacielowi.
GINA. Dobrze, dobrze, a jednak nie wiem, co ci na to powiedziéć.
JADWIGA. Obaczysz, mamo, jak się to wszystko ładnie ułoży.
HIALMAR. Jaka ty jesteś dziwna! Tak chciałaś odnająć ten pokój, a teraz znowu nie chcesz.
GINA. Gdyby go tylko wynajął kto inny. Ale pomyśl, co na to powie stary Werle.
HIALMAR. Stary Werle. A cóż mu do tego?
GINA. Łatwo się domyśléć, że pomiędzy nimi musiało znowu coś zajść, skoro syn opuścił dom ojcowski. Wiesz przecież, jakie są ich stosunki.
HIALMAR. Wszystko to być może, ale...
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/335
Ta strona została skorygowana.