siły wytrzymają. Nie zaznacie biedy, dopóki tylko twój ojciec zachowa życie i zdrowie.
JADWIGA. Ach ojcze, nie mów takich rzeczy (idzie w głąb i zagląda do strychu).
HIALMAR. Co on tam robi?
JADWIGA. Pewno urządza nowe miejsce na koryto.
HIALMAR. On temu nigdy sam nie podoła, a ja muszę tu siedziéć.
JADWIGA (przystępując do niego). Daj mi pędzelki, ojcze, już ja potrafię...
HIALMAR. Głupstwo. Tylko psułabyś sobie oczy.
JADWIGA. Ale nie. Daj tylko pędzelki.
HIALMAR (wstając). Wprawdzie to potrwa zaledwie parę minut.
JADWIGA. Cóż mi to może zaszkodzić? (bierze pędzelki). Patr (siada). Tu mam przecież wzór.
HIALMAR. Tylko nie psuj sobie oczów. Słyszysz. Nie chcę brać za to odpowiedzialności. Mówię ci, że odpowiedzialność sama bierzesz na siebie.
JADWIGA (retuszując). Dobrze, dobrze, biorę.
HIALMAR. Ty jesteś bardzo zręczna, Jadwiniu. Tylko parę minut, ma się rozumiéć, tylko parę. (Rzuca się na strych za firanką. Jadwiga siedzi przy robocie, słychać zdaleka głosy Ekdala i Hialmara, rozmawiających z sobą).
HIALMAR (przy siatce). Jadwiniu, proszę cię, daj mi obcążki, które leżą na półce i młotek także (odwraca się do głębi). Obaczysz teraz, ojcze. Chcę ci tylko pokazać, jak ja to zrobić myślę.
HIALMAR. Dziękuję ci. A co? dobrze się stało, żem przyszedł (odchodzi ode drzwi, w głębi słychać uderzenia młotka i rozmowę. Jadwiga stoi patrząc na nich. Ktoś puka do drzwi wejściowych, ona nie zważa na to).
GRZEGORZ (bez kapelusza i paltotu wchodzi i zatrzymuje się we drzwiach). Hm.
JADWIGA (zwraca się i idzie ku niemu). Dzień dobry, niech pan będzie łaskaw wejść.
GRZEGORZ. Dziękuję (zagląda do strychu). Macie państwo rzemieślników w domu?
JADWIGA. Nie, to tylko ojciec i dziadek. Zaraz im powiem, że pan przyszedł.
GRZEGORZ. Nie trzeba, wolę zaczekać (siada na kanapie).
JADWIGA. Tu tak nieporządnie (chce sprzątnąć fotografie).
GRZEGORZ. Zostaw je pani. Czy mają być teraz wykończone?
JADWIGA. Tak i właśnie pomagałam ojcu.
GRZEGORZ. Niechże sobie pani nie przeszkadza dla mnie.